logo l

W węzełku życia. Historia żydowskiego Poznania w odpryskach

Andrzej Niziołek

Ta historia jest jak potłuczone żydowskie nagrobki. Same fragmenty, kawałki, odpryski - pełen kolorów cień bogatego, wielowątkowego świata. 


Dostałem e-mail z Kaźmierza. Na posesji, na której od roku mieszkamy leżała sterta kamieni zasypana piachem, gruzem, porośnięta już krzewami. Po bliższym poznaniu kamienie okazały się być macewami – pisał autor. Jak się dowiedzieliśmy, poprzedni właściciel zwoził je przed ok. 30 laty z jakiegoś cmentarza żydowskiego z Poznania. Wspólnie z wnukiem zajęliśmy się ich odkopaniem, oczyszczeniem i ułożeniem w takiej pozycji, by nie ulegały dalszemu niszczeniu. Piszący prosił o pomoc. Chciał oddać macewy w dobre ręce, ale nie widział komu.

Pojechałem tam. Kaźmierz, ul. Leśna, 28 km od Poznania. Eligiusz Ratajczak ma siedemdziesiąt kilka lat i lekko zdystansowany stosunek do życia. Akceptuje je i lubi, trochę z niego żartując i biorąc to, co przynosi. Na moje powitanie upiekł placek ze śliwkami. Był hydrogeologiem, teraz tłumaczy na zamówienie niemieckie teksty techniczne – dla przyjemności i poczucia aktywności. 50 lat mieszkał w Poznaniu przy ul. Prusa, ale miał dosyć tej ulicy. Wraz z córką i wnukiem zbudował wtedy dom w Kaźmierzu...

23.10.2002 KAZMIERZ ELIGIUSZ RATAJCZAK MACEWY ZYDOWSKIE TABLICE NAGROBNE FOT. TOMASZ KAMINSKI /  AGENCJA GAZETA

Fragmenty macew z ogródka w Kaźmierzu

Żydowskie nagrobki leżą pod drzewami na tyłach domu, starannie ułożone jedne na drugich. Właściwie to fragmenty macew – potłuczone w kostkę tak, by nadawały się na materiał budowlany. Na wielu widać ślady zaprawy, a więc były gdzieś wmurowane. Są ułamki, mające 20 na 30 cm, są i spore fragmenty, długie na 50-70 cm. W sumie około 150 sztuk, dość dużo. Wszystko poszarzałe piaskowce, w większości zapisane hebrajskimi literami. Dostrzegam wykute drzewa przerąbane toporem - symbole przerwanego życia, wyeksponowane nad napisami litery znaczące: Tu spoczywa, przy brzegach ozdobne trójpalczaste liście. Na kilkunastu płytach teksty wyryto jednak niemieckim gotykiem lub dwujęzycznie: po niemiecku i hebrajsku. Czytam nazwiska i szczątki tekstów: Rutzner oraz data 1886. Brudel; Schoft; Zedner 1887. W swoich siedemdziesiątych... Graetz. Frudel 1889; Mendel gest. 22. Februar.; Liske... wnukom... Niezapomniany... Siegmund... ur. 28... um. 22...; Amalie Masch... 8 września 18...; września 1892. Imię: Rachela. Rok: 5654 (1894) I: ...ne Asche! - część zwrotu Sanft ruhe seine Asche! - Niech mu ziemia lekką będzie!

Tylko jedno nazwisko da się odczytać całe: Wilhelm Kornfeld.

Człowiek, który sprzedał Ratajczakowi letniskową działkę w Kaźmierzu, nazywa się Aleksander Niedźwiecki. Teraz mieszka pod Warszawą, ale przez 25 lat był wykładowcą na Wydziale Prawa UAM.

To było ok. roku 1988. Na dużej działce ciągnącej się od ul. Wieniawskiego aż po ul. Noskowskiego, tuż za operą, Polska Akademia Nauk zaczęła budować swoją siedzibę w Poznaniu. Od posesji przy ul. Libelta teren oddzielał wysoki oporowy mur. Na ok. trzydziestometrowym odcinku przylegającym do domu pod nr 31 trzeba go było obniżyć o prawie dwa metry – nie dopuszczał światła do okien najniższej kondygnacji Instytutu Chemii Bioorganicznej. To z tego muru pochodzą macewy z Kaźmierza. To dlatego widać na nich resztki zaprawy.

Niedźwiecki miał znajomych w willi przy ul. Libelta 31. Zauważył wydobywane z muru macewy. Gruz wywożono ciężarówkami na wysypisko. Dogadał się z jednym z kierowców, żeby kamienie wywiózł osobno i żeby samochód z nagrobkami pojechał do Kaźmierza. Za kurs mu zapłacił. Wywrotka po prostu zrzuciła je w ogrodzie.

Dlaczego je uratował? – Mój ojciec był profesorem Liceum Krzemienieckiego i znanym na Wołyniu archeologiem. Nauczył mnie szacunku dla przedmiotów z przeszłości – mówi. Nagrobkami próbował zainteresować Fundację Nissenbaumów i poznanego historyka izraelskiego Jakuba Goldberga. Bez efektu.

23.10.2002 KAZMIERZ ELIGIUSZ RATAJCZAK MACEWY ZYDOWSKIE TABLICE NAGROBNE FOT. TOMASZ KAMINSKI /  AGENCJA GAZETA

Fragmenty macew z muru przy ul. Libelta w Poznaniu

Znajomymi, których Niedźwiecki miał przy ul. Libelta, była rodzina prof. Czesława Wojnerowicza, chirurga onkologa. Teść Wojnerowicza kupił po wojnie wypaloną willę i razem z zięciami odbudował ją. Dom miał dwa wejścia i dwa numery – jedno mieszkanie było na parterze, drugie na piętrze. Przez lata mieszkały w nich rodziny obu córek powojennego właściciela.

Do willi przylega rozległy ogród. Mur oddzielający go od sąsiedniej posesji był w 1945 roku zniszczony, a dookoła walały się fragmenty macew. Odbudowując go, nowi właściciele wmurowali weń nagrobki - nie zasłaniając, jak twierdzi Wojnerowicz, wyrytych w nich napisów. Rzeczywiście, kamienie nie mają po tej stronie śladów zaprawy.

Ale skąd w ogóle znalazły się tam żydowskie macewy?

- Na miejscu PAN-u stał przed wojną mały żydowski szpital. Nieraz przechodziłem koło niego jako student – wspomina Wojnerowicz. Na tyłach tego szpitala, jego zdaniem, był niewielki cmentarzyk. Podczas wojny hitlerowcy zniszczyli go, budując na jego miejscu schron dla jakiegoś ważnego generała, który zamieszkał w willi przy ul. Libelta.

Żydowski szpital miał doszczętnie spłonąć podczas walk o Poznań zimą 1945 roku.

Szpital był ładny i jak na potrzeby niewielkiej żydowskiej społeczności Poznania nie taki mały. Zaledwie piętrowy, o szachulcowej konstrukcji, która dodawała mu lekkości i urody. Ze szczytów łagodnie spadającego, łamanego dachu strzelały w niebo drewniane szpice, jak na pikielhaubach. Do wejścia – rodzaju ganka - prowadził zajazd z dużym klombem pełnym kwiatów pośrodku. Z boku, wysunięta przed fasadę, do budynku przylegała mała bóżnica o czterospadzistym dachu nieco wyższym niż szpitalny.

POCZTOWKA SI1 1

Żydowski Szpital i Przytułek dla Nieuleczalnie Chorych Fundacji im. Abrahama i Henrietty Rohrów

w Poznaniu. Pocztówka z ok. 1910 roku.

Tyle widać na jedynej zachowanej do dziś fotografii budynku – pocztówce wydanej ok. 1910 roku. Budynek zaprojektowali niemieccy architekci z Berlina. Jak wynika z map, był długi, nieregularny i ciągnął się w głąb ponadhektarowej działki. Na tyłach urządzono mały park z fontanną.

Ten szpital dziś nie istnieje i nie istnieje jego historia, jakby jej nie było. To zresztą los kilkuwiekowej obecności Żydów w Poznaniu. Dzwoniłem do muzeów, pytałem historyków, próbując czegoś się dowiedzieć. Nikt nic nie wie oprócz tego, że szpital był. Żadnych szczegółów. Niezawodny okazał się dopiero Waldemar Karolczak, historyk zaglądający również do starej prasy. Znalazł kiedyś o szpitalu parę artykułów w Posener Zeitung.

Przez główne wejście – opisywała ta niemiecka gazeta z czasu zaborów - wchodziło się do westybulu szpitala. Na ścianie na lewo widniała pamiątkowa tablica poświęcona fundatorowi szpitala, Moritzowi Rohrowi. Na wprost w głąb budynku ciągnął się główny korytarz, od którego odchodziły boczne i skąd wchodziło się na piętro. Dekoracje malarskie wnętrz wykonał Isidor Mucha. Szpital był nowoczesny, posiadał wodociągi, centralne ogrzewanie, miał własny agregat prądotwórczy i był podłączony do gazowni. Prowadził koszerną kuchnię.

Moritz Rohr był synem zamożnego żydowskiego kupca i ziemianina z Goliny Wielkiej pod Bojanowem. Trochę rzucało go po świecie: mieszkał czas jakiś w Jarocinie, następnie w Poznaniu i Wrocławiu, potem wyjechał do Ameryki. Tam dorobił się fortuny, prawdopodobnie również na handlu. W końcu osiadł w Berlinie, ożenił się i żył z kapitału. Mając 52 lata Rohr tworzy pierwszą, a pięć lat później kolejną fundację – obie imienia swoich rodziców. W 1887 roku na budowę i funkcjonowanie Żydowskiego Szpitala i Przytułku dla Nieuleczalnie Chorych w Poznaniu Fundacji im. Abrahama i Henrietty Rohrów przeznacza 620 tys. marek. W 1892 roku na Fundację im. Abrahama i Henrietty Rohrów dla szerzenia i podtrzymywania rzemiosła, zawodów technicznych, rolnictwa i ogrodnictwa wśród Żydów gmin Jarocin i Poznań – kolejne 220 tys. marek (z czego 200 tys. przypada gminie jarocińskiej).

18 czerwca 1895 roku następuje uroczyste otwarcie Jűdisches Krankenhaus und Siechenhaus. Uroczystość jest podniosła, jej opis w Posener Zeitung również. Krótko po godz. 11 w uroczystym pochodzie przeszli uczestnicy, pośród których znajdował się fundator, pan Moritz Rohr z Berlina, jego żona i inni krewni przed zamknięte drzwi synagogi należącej do szpitala i przytułku... – pisała gazeta. Po tej przemowie zaczęło się właściwe poświęcenie synagogi, podczas którego pan Moritz Rohr zapalił wieczną lampę a następnie złożył w Arce Przymierza zwoje Tory z Ziemi Świętej... Rabin gminy, pan dr Wolff Feilchenfeld w słowach, które przemawiały do serc wszystkich, chwalił ukończone dzieło i tego, który go dokonał, ludzkości ku dobrodziejstwu, swoim rodzicom ku upamiętnieniu, sobie samemu ku nieprzemijającej chwale... Po recytacji psalmu 41pan rabin dr Bloch wygłosił błogosławieństwa, aby zakład spełniał swoje zadanie, a swą przemowę zakończył modlitwą za cesarza i dom cesarski... Obchód po pomieszczeniach zakładu pokazał obecnym, że wszystko dla chorych i niedołężnych jest przygotowane i że zakład jest w stanie zapewnić to, co zapewnić powinien „By chorym pomagać. By niedołężnych pielęgnować”...

szpitalAA

Park na tyłach szpitala żydowskiego. Pocztówka z ok. 1902 roku

Moritz Rohr zmarł nagle półtora roku później, 19 grudnia 1896 roku w wieku zaledwie 61 lat. Został pogrzebany w Bojanowie obok swoich rodziców.

Z fundacji Rohra zachował się do dziś jedynie kuty w żelazie piękny parkan odgradzający szpital od ulicy – dzieło poznańskiego mistrza ślusarskiego Adolfa Dublowskiego. Niedawno został wyremontowany przez PAN.

W 1939 roku w Poznaniu mieszkało niecałe 3 tys. Żydów – jakieś 500-600 rodzin. W większości byli to polscy Żydzi, którzy przyjechali tu po odzyskaniu niepodległości z innych zaborów licząc na poprawę losu. Żydzi poznańscy żyjący tu od pokoleń uważali się natomiast za kulturowych Niemców wyznania mojżeszowego. Jeszcze w czasie zaborów – z powodów ekonomicznych, ale także asymilacji – wielu z nich wyjechało do innych regionów Rzeszy. Tuż przed wybuchem I wojny św. w Poznaniu była to około dziesięciotysięczna społeczność. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę przenosili się masowo, tak samo jak poznańscy Niemcy, do Niemiec, Berlina. W 1921 roku zostało ich zaledwie 2,1 tys. i odpływ trwał dalej. Nie wiem, czy w 1939 roku takich rdzennie poznańskich Żydów było w mieście więcej niż ok. 200 osób. Nie został niemal nikt z inteligencji czy bogatych przedsiębiorców.

Najtrudniej jest zachować pamięć ludzi. Kiedy w latach 30. XX wieku zarząd poznańskiej gminy próbował scalić w jedną różne fundacje poczynione na jej rzecz w przeszłości, wymienił wśród nich fundację rzemieślniczą ustanowioną aktem darowizny przez małżonków Abrahama i Henriettę (z domu Tugendreich) Rohrów. O Moritzu Rohrze, rzeczywistym założycielu tej fundacji i twórcy szpitala, po 40. latach w Poznaniu nie miał już kto pamiętać.

Dziś nikt nie pamięta o ludziach, którzy nie pamiętali Rohra. Nikt w Poznaniu - bo żyje jeszcze paru poznańskich Żydów w Izraelu. Ale ich wspomnienia są fragmentaryczne tak samo, jak macewy z Kaźmierza.

- Był w szpitalu taki lekarz, chyba jeszcze Żyd niemiecki. Nazywał się Cohn – wspomina mieszkający w Tel Avivie Henryk Kronenberg. – Gdy umierał na raka, opiekującej się nim siostrze powiedział ponoć: Proszę oddać pokłony wszystkim naszym pacjentom, a ja oddam pokłony pacjentom, których wysłaliśmy na tamten świat.

23.10.2002 KAZMIERZ ELIGIUSZ RATAJCZAK MACEWY ZYDOWSKIE TABLICE NAGROBNE FOT. TOMASZ KAMINSKI /  AGENCJA GAZETA

Fragment macewy z hebrajskim rokiem 5654, czyli 1893 w kalendarzu chrześcijańskim

- Najbogatszymi Żydami w Poznaniu byli bracia Leon i Samuel Rutenbergowie, właściciele hurtowni bławatów „Tekstyl krajowy” i pięknego sklep przy ul. Wielkiej 21 - opowiada Jerzy Janowski, w Izraelu noszący imię Jakub. - Ci Rutenbergowie się uratowali. Dzięki swoim pieniądzom z początkiem wojny zdołali wyjechać do Palestyny.

Był jeszcze jeden Cohen, nauczyciel hebrajskiego. Wychowywał się w żydowskim sierocińcu przy ul. Stawnej, w latach 30. wyjechał do Palestyny. – Spotkałem go kiedyś w jednym z kibuców – słyszę w słuchawce głos Kronenberga. – Opowiadał, że zarabiał na wyjazd udzielając korepetycji. I wie pan, kogo uczył hebrajskiego? Ks. kardynała Hlonda, prymasa Polski.

Czy na terenie szpitala był cmentarz? Było to mało prawdopodobne, ale... Inne informacje uzyskane od Czesława Wojnerowicza sprawdzały się.

W wilii przy ul. Libelta 31, którą po wojnie kupił teść Wojnerowicza i na terenie której znaleziono macewy, w czasie okupacji rzeczywiście mieszkał niemiecki generał. Ta część ulicy - od wiaduktu do al. Niepodległości - nazywała się wówczas Dietrich-Eckertstrasse. Pod nr 4 (po wojnie 31) na parterze mieszkał generał artylerii Walter Petzel, szef 21 okręgu wojskowego Poznań. Na piętrze zaś, pod numerem 4a (także dziś budynek ma dwa wejścia) cywilna szycha – nadburmistrz hitlerowskiego Poznania, Gerhard Scheffler.

Petzel był wielkopolskim Niemcem, urodził się w 1883 roku pod Kościanem. Jako bliski współpracownik namiestnika Kraju Warty, Artura Greisera, odpowiadał za wojskową obronę Poznania. Scheffler z kolei (wrocławianin, rocznik 1894) to cywilny fachowiec przysłany tu we wrześniu ‘39 z Berlina. Urzędnik wykonujący bez emocji, co do niego należało, dbający o swoją karierę. Zimą 1945 roku obaj uciekli z Poznania przed naciągającą Armią Czerwoną.

Był też bunkier – na terenie szpitala, na wprost willi przy ul. Libelta.

Kiedy budowano PAN, odkopano rozległe piwnice szpitalnego budynku, a w nich masę naboi  i niewypałów. – Był mały bunkier, ale żadnych nagrobków czy szkieletów nie znaleźliśmy – mówi mi Alojzy Konieczka, który kierował budową ośrodka. – W czasie wojny mógł być w nim schron, ale sam bunkier wyglądał raczej na fragment XIX-wiecznych pruskich umocnień Poznania – twierdzi prof. Andrzej Legocki, prezes PAN-u.

Był więc cmentarz na tyłach szpitala? Poszukiwania w archiwach nic nie dały. Pozostało spytać tych, którzy pamiętali.

MAPA PS3

Zarys szpitala żydowskiego na zajmowanej przezeń posesji przy Königsring (dziś ul. Wianiawskiego).

Nie ma na niej żadnego zaznaczonego cmentarza, nie ma także otaczających go później willi, które j

eszcze nie powstały. Fragment mapy z 1903 roku.

- Tam żadnego cmentarza nie było. Nie mogło być – stanowczo zaprzecza Henryk Kronenberg. Nigdy nie był wewnątrz szpitala, ale doskonale pamięta niewielki, ładny park, który był na tyłach budynku. – Szpital nie miał wielkiej frekwencji, więc latem zarząd gminy urządzał na jego terenie półkolonie dla biednych dzieci - mówi. – Chodziłem tam, bo brała w nich udział moja koleżanka.

Macewy, jako materiał budowlany, musieli przywieźć hitlerowcy. Ale z jakiego cmentarza je wzięli?

Henryk Zimniak, przez kilkanaście lat szef byłej Okręgowej Komisji Badania przeciwko Narodowi Polskiemu – IPN w Poznaniu, a dziś niezależny historyk zajmujący się hitlerowskim systemem okupacyjnym Wielkopolski, pokazuje mi Wykaz pensjonariuszy Żydowskiego Szpitala w Poznaniu (stan z grudnia 1939 r.). Dokument znalazł w Archiwum Państwowym w Poznaniu. Na liście są 54 osoby. Ale to dziwni pensjonariusze - całe rodziny z dziećmi, od osiemdziesięciolatków po trzyletnie dzieci. Griffeldowie ze Swarzędza (sześć osób), Klausner z Kolonii (trzy osoby), Poznańscy z Berlina (cztery osoby), Krippel z Ulm (pięć osób), Alpern z Poznania (trzy osoby)... Wiele mówiące są zwłaszcza imiona i daty. Miejsce urodzenia rodziców to najczęściej Polska, ich dzieci po 1919 roku – Niemcy. Wielu to mogli być Żydzi, obywatele polscy wygnani w 1938 roku z Rzeszy do Zbąszynia.

- Właśnie w grudniu 1939 hitlerowcy wysiedlili z Poznania do GG wszystkich mieszkających tu jeszcze Żydów. Szpital mógł być jakby obozem przejściowym dla chorych Żydów – przypuszcza Zimniak. - Hitlerowcy panicznie bali się chorób zakaźnych, o których roznoszenie oskarżali Żydów. Wystarczyło, że jedna osoba była chora, by całą taką rodzinę odosobnić.

Tych ludzi także wówczas wywieźli.

Nieprzypadkowo w wilii przy ul. Libelta 4 mieszkają niemiecki generał i ważny urzędnik. Właśnie tę okolicę upatrzył sobie establishment hitlerowskiego Poznania. Domy wzdłuż ul. Wieniawskiego i al. Niepodległości były wygodne i reprezentacyjne, wystarczyło wysiedlić dotychczasowych właścicieli. W Adressbuch für der Stadt Posen z października 1943 roku pod adresem Dietrich-Eckertstrasse 3a i 3b znajdujemy np. czterech nadprokuratorów Wyższego Sądu Krajowego, w tym dwóch urodzonych w Poznaniu: dr Waltera Wagnera i Maxa Heize. W willach przy Kaiserring (al. Niepodległości od ul. Chopina ku Cytadeli) – prezesa Policji Państwowej na Poznań Erasmusa von Ponickau i prezesa Rejencji Poznańskiej Viktora Döttchera (jednego z zastępców Greisera). A przy ul. Spornej 5 mieszka sturmbannführer Heinz Ralf Höppner - odpowiedzialny za wysiedlenia Polaków i Żydów oraz politykę antyżydowską i germianizacyjną w Kraju Warty. – Kawał... – nie kończy Zimniak. – Höppner nie był szychą w III Rzeszy, ale to jemu pierwszemu przypisuje się pomysł użycia do „ostatecznego rozwiązania” komór gazowych – twierdzi.

Powojenny los Höppnera zadziwia. Skazany w 1949 roku przez Sąd Okręgowy w Poznaniu na karę śmierci, zostaje ułaskawiony przez Bieruta. Dostaje dożywocie, ale wychodzi już po siedmiu latach, w grudniu 1956 roku. Żyje w NRD, jest prawnikiem.

A żydowski szpital? Niemcy zrobili w nim Polizai Krankenanstalt – zespół przychodni dla funkcjonariuszy Policji Państwowej. W trzech pierwszych dniach lutego 1945 roku 336 pułk 8 Armii Czerwonej zdobywa w walkach ulicznych zamek, operę, Most Teatralny i tereny aż po ul. Libelta. Szachulcowy budynek żydowskiego szpitala płonie. Jeszcze w tym samy roku jego ruiny zostają rozebrane.

Wilhelm Kornfeld. Jedyne pełne nazwisko, które jak dotąd udało się odczytać z „kaźmierskich” macew. Jak wynika z napisu pod nazwiskiem, był synem Samuela. Imię matki jest nie do odczytania.

23.10.2002 KAZMIERZ ELIGIUSZ RATAJCZAK MACEWY ZYDOWSKIE TABLICE NAGROBNE FOT. TOMASZ KAMINSKI /  AGENCJA GAZETA

Fragment macewy Wilhelma Kornfelda z napisami: Tu spoczywa w Bogu Wilhelm Kornfeld, syn Samuela i...

A po hebrajsku: Niech dusza jego zostanie związana w węzełku życia.

Znalazłem go w kartotece ludności Poznania lat 1870-1931 przechowywanej w Archiwum Państwowym. Kornfeld Wilhelm Wolff, kaufmann, geburts. 3. 8. 1832 Posen, religion mosaisch. I długa lista adresów zamieszkania – pod koniec życia coraz częściej się przenosił. Poza tym karta pusta – był kawalerem.

Ale w kartotece jest też karta jego starszego brata, Martina Kornfelda, urodzonego w Poznaniu w 1829 r. żonatego z Jenny z domu Lissner, również kupca. Mieli pięcioro dzieci. Adresy zamieszkania obu braci, jak również daty i miejsca kolejnych przenosin przez kilkanaście lat się pokrywają. Prowadzili wspólny interes. Chwyciłem początek nitki...

Kluczem do Kornfeldów okazuje się Jenny. Była córką Josefa Lissnera, pierwszego poznańskiego antykwariusza, który swój sklep ze starymi i nowymi książkami, antykami i sztuką miał przy Wilhelmplatz 5 (pl. Wolności 5). Zanim w 1838 roku Lissner kupił tę kamienicę, był domokrążnym handlarzem książkami i artystycznymi drobiazgami, potem zaś prowadził kram na Starym Rynku. Prawdopodobnie ubierał się jeszcze z żydowska i nie był całkowicie zniemczony. Biegły w ocenie wartości starych ksiąg, znał się zwłaszcza na starodrukach polskich z XVI-XVIII wieku. Potrafił je zdobywać, więc jego stałymi klientami byli np. Edward Raczyński, Tytus Działyński, czy - jeśli chodzi o sztukę - Seweryn Mielżyński. Któż by z moich rówieśników w Księstwie nie znał Lissnera? - wspomina go Marceli Motty w Przechadzkach po mieście.

Lissner umarł w 1864 roku mając 54 lata. Firmę przejął wówczas jego zięć Martin Kornfeld i przez następne 32 lata, do śmierci w 1896 roku, prowadził pod niezmienioną nazwą „J. Lissner”. Jak teść wydawał staranne katalogi książek i rzeczy, które miał na sprzedaż. To on rozbudował też dawniej jednopiętrowy budynek w trzypiętrową kamienicę przy pl. Wolności. Wielokrotnie przebudowywana, istnieje ona do dzisiaj.

A Wilhelm Kornfeld? W Księdze adresowej miasta Poznania z 1876 r. figuruje jako współwłaściciel firmy „J. Lissner” (Martin jako właściciel). Spółka z bratem zaczęła się jakieś trzy lata przedtem, wcześniej Wilhelm na własną rękę zajmuje się handlem sztuką. Gdy zaś ich drogi pod koniec lat 80. się rozchodzą, Wilhelm figuruje w księgach adresowych jako... litograf i rysownik. Działa samodzielnie. Chwyta się i innych źródeł zarobkowania, np. w 1898 roku jest nauczycielem kaligrafii i rysowania.

Od trzech lat działał już wówczas w Poznaniu szpital żydowski. Jest bardzo prawdopodobne, że starzejący się i chorujący Wilhelm leczył się tam, gdzie po 45 latach znaleziono jego rozbity nagrobek. I gdzie po wmurowaniu macewy w ceglany mur, jego nazwisko widniało przez następne 40 lat. Ale jeszcze jedno łączy Wilhelma z losami szpitala: często zmieniając adresy, Kornfeld dwukrotnie mieszkał przy Wilhelmsplatz 18, tuż przy Bibliotece Raczyńskich, Ostatni raz w latach 1898-1900, na I piętrze. W budynku pod tym samym numerem w czasie okupacji ma siedzibę niemieckie Prezydium Policji Państwowej, którego funkcjonariusze leczą się w dawnym szpitalu żydowskim.

Wilhelm Kornfeld zmarł 22 czerwca 1901 roku w Poznaniu i tu został pochowany. Hebrajska  formuła na jego nagrobku głosi: Niech dusza jego zostanie związana w węzełku życia.

Gdzie pochowano Kornfelda? Gdzie można było go pochować? Na cmentarzu żydowskim przy ul. Głogowskiej. O tym cmentarzu wiadomo na pewno, że istniał od 1803 roku, że był duży, że pochowano tam tysiące żydowskich mieszkańców Poznania. I nic więcej. Nie ma żadnej fotografii. Nie ma żadnego, choćby najmniejszego, opracowania. Na jego miejscu są dziś Targi Poznańskie.

MACEWY KT21

Dwie fragmenty rozbitej macewy z poznańskiego cmentarza znalezione w Kaźmierzu

Prawdopodobnie więc to stamtąd pochodzą odnalezione w Kaźmierzu macewy. W połowie października 2002 roku zabrało je Muzeum Martyrologiczne w Żabikowie. Dołączyły do kilkaset innych fragmentów macew, które muzeum ma już w swoich zbiorach. Pod gwiaździstym niebem, jak zawsze...

A Kornfeldowie? Dzieci Martina jeszcze w latach 80. XIX wieku przeniosły się do Berlina. Ostatni zapis w kartotece ludności Poznania dotyczący tej rodziny - a konkretnie 76-letniej Jenny - brzmi: 24. 8. 1915. Nacht Berlin.

Ta historia jest jak odnalezione żydowskie macewy. Same fragmenty, pozbierane i złożone w całość informacje, fakty, nazwiska. Wszyscy do niej należą na równych prawach: Rorh, Höppner, Ratajczak, Klausnerowie z Kolonii, Kornfeld, Niedźwiecki... Wielu ludzi i wiele sprzecznych decyzji, działań. Do których, nic nie wiedząc o przeszłości, dopisują się następni, bo historia trwa dalej.

Ciekawy zaglądam do psalmu 41, który 18 czerwca 1895 roku podczas otwarcia Jűdisches Krankenhaus recytował rabin Bloch:

Szczęśliwy ten, kto myśli o biednym

w dniu nieszczęścia Pan go ocali.

Pan go ustrzeże, zachowa przy życiu,

uczyni szczęśliwym na ziemi

i nie wyda go wściekłości jego wrogów.

                             (Biblia Tysiąclecia)

 

Istnieje bardzo mało i słabej jakości fotografii cmentarza żydowskiego w Poznaniu. Jeśli ktokolwiek posiada zdjęcia, na których byłby widoczny choć jego kawałek - prosimy o kontakt z Chaim/Życie.

Za pomoc udzieloną mi podczas pisania tego tekstu dziękuję: Waldemarowi Karolczakowi (Muzeum Historii Miasta Poznania), Andrzejowi Berytowi i Annie Ziółkowskiej (Muzeum Martyrologiczne w Żabikowie), Henrykowi Zimniakowi, Ryszardowi Marciniakowi (Biblioteka PTPN), Andrzejowi Legockiemu i Małgorzacie Boruckiej (PAN), Adamowi Bieniaszewskiemu (Archiwum Państwowe), Izabeli Mrugasiewicz (Biblioteka Raczyńskich), Jakubowi Skuteckiemu (Biblioteka Uniwersytecka) oraz osobie, która przetłumaczyła hebrajskie napisy na macewach, ale chciała pozostać anonimowa.

Artykuł został opublikowany 22 listopada 2002 roku w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Eligiusz Ratajczak ze znalezionymi w swoim ogrodzie w Kaźmierzu fragmentami macewami z poznańskiego cmentarza żydowskiego. Fotografie i reprodukcja mapy ze zbiorów autora, pocztówki ze zbiorów Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu.

ELIGIUSZ RATAJCZAK

Eligiusz Ratajczak, dzięki którego interwencji doszło do zachowania macew z cmentarza żydowskiego w Poznaniu, urodził się 5 listopada 1926 roku we Wronkach - a więc dokładnie 96 lat temu. Z zawodu hydrogeolog, potem zawodowym tłumaczem - przekładał z wielu języków, w tym niemieckiego, czeskiego, słowackiego i paru innych. Judaizmem, historią oraz kulturą żydowską interesował się od lat 70. XX wieku.

Podczas studiów w latach 50. poznał Noacha Lasmana, poptem mieszkali przy tej samej ul. Prusa na Jeżycach. W latach 90. ponownie odnowili kontakt stając się bliskimi przyjaciółmi - ich korespondencja jest bardzo obfita. Od początku lat 2000. Ratajczak bezskutecznie próbował opublikować w którymś z polskich wydawnictw książkę Lasmana Szosa, w końcu  2006 roku opublikował ją w formie pdf-a w internecie na stronie http://www.opal.info.pl/noah/.

Współpracował także ze Stowarzyszeniem Lapidarium Żydowskie, które w jego rodzinnych Wronkach doprowadziło do budowy i odsłonięcia w 2014 roku lapidarium macew - tłumacząc z nagrobków niemieckie inskrypcje. W dowód uznania za duże zaangażowanie w ten projekt został członkiem honorowym Stowarzyszenia. Podobnie w 2011 roku zaangażował się w odczytanie pisanych gotykiem niemieckich inskrypcji z cmentarza ewangelickiego w Wartosławiu koło Wronek. Ratajczak był człowiekiem otwartym na różnorodność kultur i ludzi, a przy tym wesołym, pełnym żartów i dowcipu. Zmarł w 2015 roku.

Projekt
CHAIM/ŻYCIE

Fundacja Tu Żyli Żydzi, Poznań


Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci, realizowane w 2020 r. przez Andrzeja Niziołka

CHAIM/ŻYCIE - portal o kulturze, Żydach, artystach i Wielkopolsce, to projekt edukacji i animacji kultury w Poznaniu i Wielkopolsce. Poszukujemy, gromadzimy i prezentujemy na niej trzy rodzaje materiałów:

* Dzieła twórców kultury odnoszące się do kultury żydowskiej i obecności Żydów w Poznaniu i Wielkopolsce.

* Materiały nt. kultury i historii Żydów wielkopolskich – jako mało znanego dziedzictwa kulturowego regionu.

* Informacje o działaniach lokalnych społeczników, organizacji, instytucji zajmujących się w Wielkopolsce upamiętnieniem Żydów w swoich miejscowościach oraz informacje o tychże działaczach i organizacjach.

Kontakt

  • Andrzej Niziołek

  • Hana Lasman

  • Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


Projekt finansowany jako zadanie publiczne Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury w 2021 r.

© 2020 Fundacja Tu Żyli Żydzi. Strony Trojka Design.