logo l

Prosta historia Antyschematów – o pionierskim ruchu z Koźmina Wlkp.

Romana Hyszko

Na drodze pewnego pedagoga stanął przed laty jeden zaniedbany kirkut, a ciąg późniejszych nieplanowanych zdarzeń doprowadził do spotkań z kolejnymi. Tak narodziy się Atyschematy – ruch, który zostawił po sobie kilkanaście uporządkowanych cmentarzy żydowskich w Polsce i na Ukrainie. Obywał się on bez wielkich słów czy przywoływania wzniosłych idei – ale sam był pionierski i zupełnie niezwyczajny. 


Historia Antyschematów jest prosta i – inaczej od ich znaczenia - zupełnie zwyczajna.

Dla Jerzego Fornalika, nauczyciela ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w wielkopolskich Borzęciczkach, Antyschematy zaczynają się w 1987 roku, chociaż wówczas wcale nie zamierza prowadzić takiej akcji. Po prostu angażuje grupę swoich podopiecznych do pracy na zaniedbanej nekropolii żydowskiej w pobliskim Koźminie.

Kirkut stanowi wyzwanie, a Jerzemu chodzi o dowartościowanie niepełnosprawnych intelektualnie uczniów, pokazanie otoczeniu, ile w nich zapału do bezinteresownej a potrzebnej pracy.

Antyschematy 24

Zapalanie menory na bramie cmentarza w Koźminie przez młodzież polską i iznaelską, 1998

Jedno z drugim splata osoba Janusza Korczaka, Żyda, który poświęcił życie dzieciom. Działający w ośrodku szczep harcerski nosi jego imię.

1987: To, co w sercu noszę

Karczowanie siekierami wyrosłych na kilka metrów krzewów-samosiejek nie jest zajęciem bezpiecznym, więc od ówczesnej dyrekcji Jerzy dostaje zaledwie coś na kształt cichego przyzwolenia. Podejmuje ryzyko. Dzieciaki nie zawodzą, nie sprawiają najmniejszych  problemów. 

- Maksymalnie sprawdziły się w pracy, choć kiedy po raz pierwszy weszły w gąszcz, wcale ich nie było widać. Nic dziwnego, skoro już w 1969 roku, żeby możliwy stał się pochówek ostatniego koźmińskiego Żyda, Natana Mośkiewicza, trzeba było wykarczować przejście przez kirkut - wspomina nauczyciel.

Prace wypełniają kilkunastoosobowej grupie większość wolnego od lekcji czasu. Trwają prawie dwa lata.

Antyschematy 10

Antychematy podczas porządkowania kirkutu w Dobrodzieniu,2001

Niedługo po ich zakończeniu Jerzy jedzie do Warszawy na zorganizowaną przez Polskie Stowarzyszenie im. Janusza Korczaka uroczystość z okazji rocznicy urodzin Starego Doktora. Opowiada o „swoich” dzieciakach i „ich” kirkucie. Wywołuje zdziwienie, ponieważ nie był zaproszony, ale pojawia się i zainteresowanie. - Przez poznanych wtedy, fantastycznych ludzi z korczakowskiego stowarzyszenia zaczęła się przede mną odsłaniać kultura żydowska. I poczułem, że to jest to, co w sercu noszę - powie po latach.

Chociaż koźmińska nekropolia zmieniła wygląd, potrzebne jest ogrodzenie, aby znowu nie zaczęła przypominać porośniętego niechcianą roślinnością wysypiska śmieci. Nie da się go zrobić za darmo, toteż Jerzy usiłuje zainteresować sprawą liczne urzędy i instytucje. Z marnym  skutkiem.

Na początku 1989 roku reaguje Jan Jagielski, wówczas wiceprzewodniczący Społecznego Komitetu Opieki nad Cmentarzami i Zabytkami Kultury Żydowskiej w Polsce przy Towarzystwie Opieki nad Zabytkami. Zapewnia, że przyjedzie do Borzęciczek i postara się pomóc. Dotrzymuje słowa, a w przyszłości stanie się jednym z merytorycznych filarów Antyschematów, służąc im bezcenną wiedzą.

1990: Więcej niż uroczystość

Rok później, staraniem pracowników ośrodka w Borzęciczkach należących do Kręgu Pedagogicznego Wielkopolska Południowa Polskiego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka,  powstaje prezentowana niżej ulotka.

Antyschematy 261

Ulotka Polskiego Stowarzyszenia im. J. Korczaka apelująca o wpłaty na wykonanie ogrodzenia kirkutu w Koźminie Wlkp.

i utrzymanie cmentarza, 1990

Rozsyłają ją po kraju, rozdają w wielu miejscach, licząc na pomoc w utrzymaniu przyzwoitego stanu cmentarza. Fornalik pisze też listy do regionalnego tygodnika „Ziemia Kaliska” i dziennika „Głos Wielkopolski”. Zawierają m.in. numer specjalnego konta.

Koźminianin zapowiada przy okazji przekazanie odrestaurowanego cmentarza społeczności żydowskiej, połączone ze spotkaniem z jej kulturą. Jego zapał studzi w liście Jan Jagielski: Przecież nic takiego nie może się odbyć. Po prostu Żydów nie ma, mimo że prezydent Wałęsa szukał i kazał się określić. W Poznaniu nie tworzy się gmina, a w innych miastach są nędzne resztki. Skrótowo sugeruje też program ewentualnej uroczystości: Burmistrz w obecności zaproszonych gości dziękuje młodzieży i nauczycielom za ich bezinteresowną pracę i prosi o dalszą opiekę, jako że nie ma Żydów i na społeczności miasta leży obowiązek ochrony ostatnich śladów ich obecności.

Jerzy zmienia plany. Organizuje dla młodzieży z dwóch miejscowych szkół średnich, licem ogólnokształcącego i technikum, cieszący się wysoką frekwencją turniej wiedzy pod hasłem „Obyś szanował przekonania innych ludzi”. Dotyczy historii Koźmina z naciskiem na wątki polsko-żydowskie, życia Janusza Korczaka, kultury i tradycji Żydów. Po nim następuje  przemarsz ulicami miasta pod witrynę jednego ze sklepów, gdzie młodzi oglądają wystawę fotografii przedstawiających kirkut przed pracami dzieci z Borzęciczek i po nich.

1993: Wizyta brzemienna w skutki

W 1993 roku Jagielski (wtedy już od dwóch lat pracownik Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie) obejmuje funkcję przewodniczącego powstałej z inicjatywy polskiego rządu Fundacji Wiecznej Pamięci, zajmującej się głównie renowacją zabytków i upamiętnianiem miejsc związanych z historią polskich Żydów.

Antyschematy 07A

Jan Jagielski (z lewej) i zaprzyjaźniony z Koźminem Holender Cor Huygens podczas porządkowania cmentarza w Białej, 2002

Dobrze mu znany kirkut w K oźminie zostaje wkrótce ogrodzony. Fundacja pokrywa większą część kosztów zakupu i montażu betonowych płyt oraz chemicznego oprysku roślin - razem kosztuje to ponad sześć ówczesnych (sprzed denominacji) milionów złotych. Resztę potrzebnej kwoty dokłada gmina.

Zabiegający wszędzie o szacunek dla niepełnosprawnych dzieci Jerzy zaprasza do Koźmina zasiadającą w Senacie RP prof. Marię Łopatkową, uważaną za prekursorkę nurtu pedagogicznego zwanego pedagogiką serca.

Profesor spotyka się w sali kinowej z licznie zgromadzoną koźmińską młodzieżą szkolną, później odwiedza odnowioną nekropolię, a także Borzęciczki.

Po powrocie do Warszawy opowiada, gdzie się da, o tej wizycie. Wieści o pracy dzieci z ośrodka docierają m.in. do izraelskiej ambasady. I niosą się coraz dalej. Prof. Olga Goldberg z Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie powtarza słowa senator Łopatkowej na swoich wykładach. To początek ciągu zdarzeń, które za kilka lat doprowadzą do narodzin Antyschematów.

1997: Ryfka do Jerzego

W marcu 1997 do Fornalika przychodzi list z Jerozolimy:

Dr Olga Goldberg opowiadała mi o Panu i o humanitarnym wysiłku uczniów Pana szkoły, ażeby zachować cokolwiek z pozostałości po gminie żydowskiej, która istniała w okolicy szkoły.

Ja uczęszczam na wykłady pani dr Goldberg i sama jestem dyrektorem szkoły dla dorastającej młodzieży, która potrzebuje wychowania specjalnego. Dzięki temu działania Pana wraz z uczniami Pana szkoły są mi szczególnie bliskie.

Bardzo chciałabym nawiązać kontakt, a także, jeśli to możliwe, kontakt między uczniami tutejszymi i uczniami szkoły prowadzonej prze Pana. Proszę mnie powiadomić, czy jest Pan zainteresowany takim kontaktem. Ja myślę, że może być w tym treść wychowawcza dla młodzieży z obu stron, i ja osobiście jestem gotowa zrobić wszystko, co możliwe, ażeby taki kontakt stał się czymś rzeczywistym.

Autorką jest Ryfka Parciak. Jej rodzice wyjechali w międzywojniu z Polski do Palestyny, gdzie przyszła na świat. Jak się potem okaże, w trakcie wakacyjnych kursów językowych dobrze opanowała mówioną polszczyznę, aczkolwiek pisze po angielsku.

Jerzy zachęca ją do przyjazdu. Niestety, chwilowo nie będzie to możliwe. Wprawdzie Ryfka niebawem odwiedzi Polskę razem z prof. Olgą Goldberg oraz z innymi jej doktorantami, tyle że  trasa podróży wiedzie daleko od wielkopolskiej wioski. Na wypadek, gdyby pojawiła się szansa na spotkanie, jerozolimianka podaje w liście szczegółowy program swojego pobytu.

1997-1998: Potrzeba i przychylny klimat

Poznają się w Warszawie. Chociaż dzieli ich pokolenie (ona ma dzieci w jego wieku), natychmiast znajdują wspólny język. Wspólne są też plany, jakimi owocuje długa rozmowa. Ryfka zamierza przywieźć swoich wychowanków do Borzęciczek. Obiecuje przygotować grunt u przełożonych w izraelskich ministerstwach.

Antyschematy 26A

Ryfka Parciak podczas porządkowania cmentarza żydowskiego w Białej, 2002

Niebawem z Rehabilitation Center for Youth w Jerozolimie przychodzi do podkoźmińskiej wsi  oficjalne pismo poświadczające nawiązanie współpracy z południowowielkopolskim kręgiem Polskiego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka.

Do spotkania młodych ludzi z Izraela i Polski dojść ma w Borzęciczkach w lipcu 1998 roku (wcześniej Ryfka przyleci na kilka dni z przyjaciółmi). W marcu ambasador Izraela w naszym kraju, Yigal Antebi, zapewnia o gotowości do objęcia patronatem warsztatów plastycznych pod nazwą „Porozumienie bez Barier”.

Główne założenia warsztatów to rozbudzanie zainteresowań plastycznych u niepełnosprawnej  młodzieży, rozwijanie posiadanych umiejętności, wzajemne poznawanie i porozumienie młodych ludzi różnych narodowości.

Projekt przewiduje warsztaty z malarstwa, rzeźby i wycinanki żydowskiej, muzykoterapię, zajęcia sportowe, wycieczki krajoznawcze, występy artystyczne, Dzień Izraelski i Dzień Polski, a na koniec zwiedzanie Warszawy.

Przygotowania trwają po obu stronach. W jednym z listów Ryfka prosi o cierpliwość i zrozumienie, ponieważ konieczne są specjalne pozwolenia związane z bezpieczeństwem i specjalne rozwiązania żywnościowe.

Lista uczestników zawiera 53 nazwiska, w tym 19 izraelskich.

Z Sulejówka pod Warszawą przyjeżdża z uczniami szkoły podstawowej polonistka Anna Krzemień-Ojak, współpracująca z Fornalikiem w zarządzie Polskiego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka. Ma za sobą wyjazdy z młodzieżą na organizowane przez Jerzego Zgodzińskiego obozy harcerskie w „Korczakowie” pod Zieloną Górą. Jeszcze nie wie, że zostanie „matką” Antyschematów.

W wielu toczących się w Borzęciczkach rozmowach powraca temat zaniedbanych kirkutów. Jerzy tak je kiedyś skomentuje: - Nigdy nie myślałem o jeżdżeniu po Polsce i odnawianiu cmentarzy żydowskich. Ale wtedy okazało się, że jest wielka potrzeba, a wśród młodzieży - przychylny klimat.

Antyschematy 11A

Anna Krzemień-Ojak i kończący szybkie śniadanie Jerzy Fornalik przed plebanią w Krzepicach, 2000

Jakkolwiek trudno ściśle określić moment narodzin Antyschematów, dziś Anna i Jerzy zgodnie  wskazują ogólnie na warsztaty w Borzęciczkach, ponieważ właśnie tam pojawia się pomysł kontynuowania w innych miejscach prac zainaugurowanych przed laty w Koźminie. Później, także po rozmowach w Izraelu, zaczyna on nabierać kształtów. Wymyślona przez Jerzego nazwa Antyschematy będzie używana już w Krzepicach, w trakcie robót na pierwszym z kolejnych po koźmińskim kirkutów.

1998 i 2000: Chlebem i solą

Jesteśmy pełni uznania dla wysiłku wykonanego przez Was w planowaniu, przygotowaniach, w ocenach, co będzie dla dzieci odpowiednie i co będzie dla nich przeżyciem. Wyczuwaliśmy Waszą troskę o każdy szczegół, wiele pracy i wysiłku, dobrej woli. Nasze dzieci wróciły bardzo szczęśliwe. Na pewno wiecie, że obawiałam się tej podróży, spotkania między dziećmi bez wspólnego języka. Wszystkie moje obawy rozwiały się natychmiast z chwilą wejścia do autobusu w Warszawie - pisze Ryfka po powrocie z warsztatów w lipcu 1998. I zaprasza zaangażowanych w podkoźmińskie spotkanie pedagogów do Jerozolimy.

Jadą tam w listopadzie. Na osiem dni, w dziewiątkę. W prowadzonym przez Ryfkę ośrodku witani są chlebem i solą. Wszędzie dostrzegają akcenty polskie - flagę i wstążki w naszych  barwach narodowych, zdjęcia z Borzęciczek. Nawet z głośników płynie polska muzyka ludowa.

Dzięki Ryfce, jej przyjaciołom, jak również pracownikom placówki, goście przemierzają Izrael. Odwiedzają miejsca ważne dla chrześcijan, jadą nad Genezaret i Morze Martwe, poznają życie w kibucu i Mea Shearim. Płaczą w Yad Vashem.

Jest czas na prowadzone przez Jerzego Fornalika razem z Zygmuntem Barankiem z kaliskiego Instytutu Pedagogiki Artystycznej UAM warsztaty dla dzieci.

Antyschematy 20A

Młodzież z prowadzonego przez Ryfkę Parciak ośrodka w Jerozolimie zaprasza młodzież z Borzęciczek

do przyjazdu do Izraela, ok. 2000

Każdego wieczoru goszczą na kolacji u innej izraelskiej rodziny. Spotykają wiele osób mocno związanych z Polską, słuchają wstrząsających historii życia. Niekiedy udaje się kogoś zachęcić do pierwszego po dziesięcioleciach odwiedzenia kraju nad Wisłą.

W maju 2000 roku przylatuje do Izraela znacznie liczniejsza polska grupa, złożona z kilkorga opiekunów, młodzieży ze szkół specjalnych, podstawowych i średnich, studentów.

Tym razem miejscem zakwaterowania jest Tabgha, miejsce rozmnożenia chleba przez Chrystusa nad Jeziorem Tyberiadzkim w Galilei. „Proszę pana, jesteśmy w raju!” - reaguje na to miejsce niepełnosprawny chłopiec z Borzęciczek. Poznają ów raj.

W programie, przynajmniej równie bogatym jak poprzedni, pojawia się nowość - spotkanie z uczniami jerozolimskiej szkoły średniej. Fornalik relacjonuje potem: Dyskutujemy też na temat Holocaustu, antysemityzmu, tolerancji. Gorąco, ale sympatycznie. Zachęcamy nowo poznanych młodych ludzi do działań na rzecz uchronienia od całkowitej dewastacji pozostałości kultury ich narodu w naszym kraju. Obiecują przyłączyć się do tego programu.

Zaraz po powrocie do kraju Jerzy odbiera wiadomość z Izraela - młodzież stamtąd weźmie udział w renowacji kirkutów. Dostaje cztery zgłoszenia, za każdym kryje się czterdziestoosobowa grupa.

2000: Wybrali Krzepice

Fornalik odwiedza burmistrza Krzepic, niewielkiego miasta na Śłąsku, uzyskując zgodę na rozpoczęcie robót w tej miejscowości. Jeden lipcowy tydzień 2000 roku Anna Krzemień-Ojak, Jerzy Fornalik i inni pedagodzy spędzą ze swoimi uczniami na porządkowaniu krzepickiej nekropolii. Unikatowej na skalę światową, bo z metalowymi macewami. Później wybiorą się tam we wrześniu, kiedy na parę dni dołączą do nich uczniowie Hartman High School. Zamieszkają razem w pobliskim ośrodku wypoczynkowym.

Antyschematy 23

Młodzież z Antyschematów porządkuje kirkut w Krzepicach z żeliwnymi i metalowymi macewami, 2000

W lipcu trzydziestoosobowa polska grupa nocuje u gościnnego proboszcza na krzepickiej plebanii, obiady jada w stołówce Caritasu, a śniadania i kolacje przygotowuje we własnym zakresie, bo taniej. W sprzęt do pracy zostaje wyposażona przez Fundację Wiecznej Pamięci.

Z zachwytem patrzę na młodych ludzi, którzy mieli dużo ciekawsze propozycje odpoczynku w czasie wakacji, a wybrali Krzepice. Co skłania ich do podjęcia tak dużego wysiłku, zwłaszcza że nikt nikogo nie zachęca ani nie zmusza do pracy? - zastanawia się Jerzy w tekście dla jednej z gazet. Na hasło „Kto idzie ze mną?” cała ferajna zrywa się z łóżek, aby niedługo potem wyruszyć w dwukilometrową drogę. Codziennie pracują od rana do obiadu, a po krótkim poobiednim odpoczynku wracają na krzepicki cmentarz.

Wrześniowe dni z młodzieżą izraelską mijają na porządkowaniu kirkutu, zajęciach kulturalnych, sportowych, kulinarnych, spotkaniach z kulturą polską i żydowską.

W trakcie pracy młodzi z obu krajów zadają wiele pytań, np. o symbolikę nagrobków, obrządek pochówku. Pomocą służy Jan Jagielski.

Częstochowski dodatek do „Gazety Wyborczej” cytuje Kahana Yuvala, nauczyciela ze szkoły Hartmana: W Polsce są korzenie społeczności żydowskiej. Przyjechaliśmy, żeby je poznać, zobaczyć, w jaki sposób zostały przez wojnę wyrwane, ale też by wspólnie budować nową przyszłość. Pomysł Jerzego Fornalika pomaga uwierzyć, że można ją budować.

Antyschematy 21

Malowanie i konserwowanie macew na cmentarzu w Krzepicach na Śląsku, 2000

2001: Dobre dni w Dobrodzieniu

Rok po Krzepicach Antyschematy pojawiają się w Dobrodzieniu, małym mieście na Opolszczyźnie. Już w latach 80. Stanisław Górski, dyrektor miejscowego ośrodka kultury i sportu, usiłuje zainteresować kirkutem instytucje zajmujące się ochroną zabytków - ze względu na jego wysoką wartość historyczną i artystyczną. W 1987 Dobrodzieńskie Towarzystwo Regionalne wysyła duży pakiet zdjęć nekropolii do Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie. - Przyszły podziękowania, ale pomocy nie zaoferowano. A my baliśmy się działać na własną rękę, bo to w końcu poświęcone miejsce, a cóż my wiedzieliśmy o żydowskich obyczajach? - wyjaśnia Górski. Gdy w 2001 roku dowiaduje się o Antychematach, postanawia odszukać ich organizatorów.

Już w lipcu kosy i piły idą w ruch. Przyjezdni wespół z młodymi mieszkańcami Dobrodzienia, polskimi i z mniejszości niemieckiej, wycinają samosiejki, wydobywają z ziemi osiemnastowieczne macewy. Te wywrócone ustawiają, ocalałe fragmenty sklejają, czyszczą. 

We wrześniu, podobnie jak w Krzepicach, spodziewany jest przyjazd młodzieży izraelskiej. Tym razem będą to uczniowie Reut School z Jerozolimy. Przyjazd potwierdzają też dorośli, m.in. Ryfka Parciak, Rina Benari, Beniamin Yaari (emigrant z Tomaszowa Mazowieckiego - dla niego będzie to 20 inwentaryzowany na terenie Polski kirkut). Wizytę potwierdza ambasador Izraela w Polsce Szewach Weiss.

Najoczywistszy cel projektu - ratowanie nekropolii od całkowitej dewastacji - to jedno. Drugim, przynajmniej równie ważnym jest wytyczenie nowych szlaków zwiedzania Polski przez młodzież  izraelską, wzbogacenie programu jej wycieczek o spotkania z młodzieżą polską, wspólną pracę, zabawę, dyskusje, poznawanie przez młodzież kultury obu krajów. Stąd panelowe dyskusje pod hasłem „Co nas łączy, co dzieli”.

Ryfka nie potrafi się pogodzić z wpajaną izraelskim uczniom wizją naszego kraju jako wielkiego cmentarza, na którym niczego nie można budować. „Zbudujmy razem drogę do życia" - powtarza. Podobnie myśli Jerzy. I nie tylko on.

Antyschematy 10

Prace porządkowe Antyschematów na cmentarzu w Dobrodzieniu na Opolszczyźnie, 2001

We wrześniu „antyschematyczni” porządkują kirkut w Dobrodzieniu w grupkach polsko-izraelsko-niemieckich. - Młodzież izraelska przywiozła ze sobą upamiętniającą naszą pracę tablicę, którą umocowaliśmy na cmentarzu. Wspólnie odmówiliśmy modlitwę kadisz za pochowanych tam ludzi - wspomina później jedna z młodych uczestniczek spotkania.

Inna opisuje: Każdego wieczoru spotykaliśmy się na dyskusji, ale jakże innej od tej w Izraelu. Tam wzajemnie oskarżaliśmy się, szukając winnych Holokaustu, wytykając sobie antysemityzm i antypolskość. Obecne spotkania to dialog w szukaniu drogi do wzajemnego poznania, akceptacji i zrozumienia.

Za sprawą zespołów ludowych działających przy Dobrodzieńskim Domu Kultury goście poznają polski folklor. Razem z gospodarzami tworzą pląsający korowód, co chwilę wybuchający śmiechem.

2002 i kolejne lata: Ciekawość, szaleństwo, miłość

Po Krzepicach i Dobrodzieniu przychodzi kolej na Radomsko, Białą k. Prudnika, Zduńską Wolę, Kraków-Płaszów, Żabno, Kłodzko, Lesko, Andrychów, a nawet ukraińskie Brody. Zdarzają się lata z kilkoma akcjami w różnych miejscach, a na niektóre cmentarze trzeba wracać, gdyż wymagają kontynuacji robót. 

Z roku na rok rozrasta się rodzina „antyschematycznych”. Trzon tworzą Anna i Jerzy. Jak żartują młodzi ludzie – „matka” i „ojciec” Antyschematów. To oni przed każdym wyjazdem konsultują się w kwestiach terminu oraz liczby chętnych. Jerzy rozmawia z samorządowcami, załatwia noclegi, zabezpiecza narzędzia. Anna gospodaruje pobranymi od uczestników pieniędzmi, dba o aprowizację, razem z młodzieżą przygotowuje śniadania i kolacje, wyznacza czas na odpoczynek. Ponadto, tak jak wszyscy, pracuje na cmentarzach, gdzie męska część grupy posługuje się głównie piłami i siekierami, żeńska zwykle dzierży w dłoniach grabie lub łopaty, wywozi taczkami czy wynosi pocięte przez mężczyzn konary, gałęzie. Na Antychematach nie ma kierowników, biura, księgowej, list obecności, jakkolwiek ktoś (na ogół Jerzy z kolegami) musi wyznaczać konkretne zadania, aby cmentarne prace przyniosły pożądany skutek.

Co przyciąga, powoduje, że „antyschematyczni” wracają, rezygnując z innych form spędzania wakacji, że dołączają do nich przyjaciele, znajomi, jak również osoby przypadkowe, cisi wcześniej obserwatorzy? Czy są to nieme, ale przecież przemawiające na swój sposób kirkuty, czyli zadanie samo w sobie?„Sprawdzone na szlaku” talenty organizatorskie, zapał, bezinteresowność i osobowości liderów? Magia wyjątkowej grupy rówieśniczej? Maksimum możliwej w takich sytuacjach wolności? Wszystko po trosze?

Antyschematy 18A

Przerwa na drugie śniadanie podczas pracy Antyschematów na jednym z kirkutów

Na początku w porządkowaniu kurkutów udział biorą dzieci z placówki w Borzęciczkach, córki Anny Krzemień-Ojak i jej męża Pawła, synowie Jerzego Fornalika oraz jego żony Małgorzaty, syn Barbary i Zbigniewa Zakrzewskich (Zbigniew to współpracownik Jerzego z ośrodka, z Antyschematami od drugiego wyjazdu), przyjaciele, znajomi. Niektórzy wyrastają z Antyschematów, ale wciąż pojawiają się nowi. Z Wrocławia, Sulejówka, Warszawy, Koźmina Wlkp., Kamiennej Góry, Kalisza i wielu innych miejscowości. Na cmentarzach pracują Niemcy, Polacy, Żydzi, Ukraińcy, Holendrzy, a nawet dwaj Hiszpanie.

Podstawą jest całkowita dobrowolność. Dołączyć można w każdej chwili i na dowolny czas.

Jedna z dziewcząt zaangażowanych w działalność ruchu, zaczynająca jako siedemnastolatka – pod wpływem kolejnych akcji wybiera po maturze hebraistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Za pierwszym razem sprzątałam kirkut z ciekawości, chciałam przeżyć jakieś szaleństwo. Za drugim weszłam na cmentarz zakochana w kulturze i historii żydowskiej - napisze w 2002 roku

Uczestnicy Antyschematów w pełni pokrywają koszty pobytu w miejscu, w którym sprzątają cmentarz. Czasem, jak na przykład w Radomsku, zdarzają się ułatwienia. Goszczą ich tam i karmią życzliwi właściciele hotelu. W Kłodzku dyrektor sąsiadującej z cmentarzem szkoły udostępnia klasy na sypialnie. W Brodach na Ukrainie wyżywienie i noclegi zapewnia lwowska fundacja.

Zapytany przez dziennikarkę „Słowa Żydowskiego” (z 11 listopada 2001 roku), czy łatwo mu pozyskiwać środki na realizację ambitnego projektu, Jerzy odpowiada: Niestety nie. Młodzież, która ciężko pracuje na cmentarzach, sama płaci za utrzymanie i noclegi. Wspomina o pewnym wsparciu z Kancelarii Premiera RP czy Ministerstwa Edukacji Narodowej. Również o Fundacji Wiecznej Pamięci, która jednak może służyć jedynie materiałami. Dostajemy na ogół 2,5 do 3 tys. zł w odpowiedzi na wnioski z kosztorysem na 10 tys. zł. Bardzo często najpierw wykładam pieniądze z własnego konta, później je odzyskuję.

Anna Krzemień-Ojak powie w wywiadzie z 2006 roku dla wychodzącego w Mińsku Mazowieckim tygodnika „Lokalna”: To nie jest akcja, przy której przeprowadzamy jakąś specjalną reklamę. Jeśli ktoś chce pomóc - pomaga. Zdarza się, że na miejscu mamy warunki luksusowe, jak np. w Radomsku, ale często jest bardzo skromnie. Tyle, że to dla nas nie jest szczególnie ważne. Jedziemy, aby pracować, uczymy się przy tym historii, ale i ciekawie spędzamy czas na wycieczkach, spotkaniach z interesującymi ludźmi, imprezach kulturalnych. (…) Nigdy nie spotkaliśmy się z wrogością otoczenia, co najwyżej z obojętnością - zapewni.

2002-2003: Starczy owoców, wystarczy cienia

Piąty z rzędu kirkut znajduje się w Białej k. Prudnika, też na Opolszczyźnie. Wśród pracujących przy jego renowacji jest siedemnastoletni Kamil Łuczak z ośrodka w Borzęciczkach, nie bez dumy określający się mianem weterana – wszak współtworzy ruch od początku.

Antyschematy 28A

Porządkowanie kirkutu w Białej koło Prudnika, 2002

Z żoną Annelise przyjeżdża Cor Huygens, zaprzyjaźniony z Koźminem urzędnik z haskiego ministerstwa transportu. Ryfka zabrała ze sobą córkę Roni, dziennikarkę. Porządkują cmentarz w sierpniu 2002 roku, w sumie ok. 70 osób. W prace angażują się też uczniowie liceum ogólnokształącego z Białej.

20 sierpnia wszyscy biorą udział w Dniu Integracyjnym. Przyjeżdża ambasador Szewach Weiss, pojawiają się przedstawiciele władz wojewódzkich i powiatowych. Za motto spotkania obrano fragment wiersza Jonasza Kofty: Jak pięknie by mogło być / Ziemia jest wielką jabłonią / Starczy owoców, wystarczy cienia / Dla tych, co pod nią się schronią.

Gdy rok później Antyschematy przybywają po raz drugi do Radomska, miasto celowo poświęca tematyce żydowskiej II Radomszczański Sejmik Kulury z Szewachem Weissem w roli gościa honorowego. Ambasador mówi: To, co robi ta młodzież, którą tutaj spotykam, to wielkie dzieło. Ja ją bardzo kocham. To trzecie pokolenie sprawiedliwych wśród narodów świata. Oni dają nadzieję na lepsze jutro.

Weiss nigdy nie zapomni o „antyschematycznych”. Będzie o nich wspominał w licznych medialnych wystąpieniach, nazywał strażnikami pamięci, pomagał w kontaktach z izraelskimi szkołami.

Po 2008: Ślady

Od czasu pierwszego pobytu w Izraelu w 1998 roku Fornalik odwiedza ten kraj jeszcze kilkanaście razy, zazwyczaj z uczniami, studentami, nauczycielami oraz osobami wykonującymi inne zawody, zawsze korzystając z organizacyjnego wsparcia izraelskich przyjaciół. Szczególną wdzięcznością, jak podkreśla, darzy dwie kobiety - Ryfkę Parciak i Rinę Benari. Za każdym razem to one wyznaczają trasy, rezerwują autobusy, zamawiają noclegi, przygotowują ciekawe spotkania, w tym te najbardziej przejmujące - z Ocalałymi. I gdy tylko mogą towarzyszą przyjezdnym. Wieczory przed porannymi odlotami do kraju Polacy spędzają tradycyjnie w gościnnym podjerozolimskim domu Riny i jej męża.

Antyschematy 12A

Każdy pobyt w Izraelu Fornalik i jego współpracownicy kończą w gościnnym domu Riny Benari (w niebieskiej bluzce)

i jej męża, 2000

Po kolejnej wyprawie do Izraela, w 2008 roku, Jerzy niemal prosto z lotniska trafia do poznańskiego szpitala. Konieczna jest bardzo poważna operacja, później długotrwała rehabilitacja. Nie ma mowy o ciężkiej pracy fizycznej na cmentarzach ani gdziekolwiek indziej. 

Uczniowie Anny kończą studia, zawierają związki małżeńskie, podejmują pracę zawodową, wyjeżdżają za granicę.

Antyschematy przestają istnieć w dotychczasowej formie. Na żydowskich nekropoliach pozostają ślady ich obecności. Pozostają też w „antyschematycznych”. Oddajemy im głos poniżej.

Dla dopełnienia trzeba byłoby poprosić o wypowiedzi, co nierealne, jeszcze kilkuset ludzi. Również tych, którzy - chociaż nie pracowali na żydowskich nekropoliach - dzięki Antyschematom poznali Izrael.

Wielokroć mniej licznie „antyschematyczni” przybywają latem 2012 roku do warszawskiej księgarni na promocję książki Ryfki „Tutaj i tam, obecnie i kiedyś. Cmentarze żydowskie oraz pomniki w Polsce i Izraelu jako odzwierciedlenie zagłady”. Wspomnieniom nie ma końca. Oczy wilgotnieją, ale - jak komentuje Jerzy – „jakoś tak radośnie”.

Większość ze zrewitalizowanych przez Antyschematy kirkutów jest obecnie w dobrym stanie, o czym można przeczytać np. na internetowej stronie cmentarze-zydowskie.pl. Opiekę nad nimi przejęły lokalne samorządy, stowarzyszenia, fundacje.

„Antyschematyczni” dzisiaj

Łucja (ekspert ds. rejestracji leków, Portugalia): - Udział w Antyschematach oznaczał spotkania z inną kulturą, naukę historii, warsztaty z upośledzoną młodzieżą i ich opiekunami, pracę na cmentarzach w wakacje i wyjazdy do Izraela. Był to czas spędzony z przyjaciółmi, przyjemności tak liczne, że aż trudno wymienić. Były również momenty trudne i bolesne, jak gorące rozmowy o Zagładzie z młodzieżą z Izraela. Wszystko to działo się na przestrzeni lat. W tym czasie zmieścił się koniec szkoły podstawowej i liceum, kiedy dopiero odkrywałam, co ja w ogóle sądzę o świecie. Trudno lepiej spędzić taki czas niż w otoczeniu dobrych ludzi z pasją.

 

Andrzej (kryptolog, Sulejówek): - Przed pierwszym wyjazdem w 2000 roku do Krzepic, nie do końca zdawałem sobie sprawę, gdzie jadę. Wiadomo było tylko, że będzimy przeprowadzać renowację cmentarza żydowskiego. Dopiero na miejscu okazało się, ile pracy nas czeka. Pamiętam, jak zobaczyłem pierwszy raz ten zarośnięty krzakami teren, który zupełnie nie wyglądał jak znane mi cmentarze. Czekało nas dużo pracy, jednak z każdym dniem widać było postępy, a to motywowało jeszcze bardziej. W kolejnych latach przy wyborze wakacyjnych wyjazdów oczywistym było, że znów pojadę na Antyschematy, że nie spędzę wakacji na typowych koloniach nad morzem czy obozie sportowym, ale spotkam się po raz kolejny z innymi nastolatkami, którzy swój wolny czas zdecydowali poświęcić na sprzątanie następnego cmentarza. Taka sytuacja powtarzała się przez kilka lat. Miałem okazję brać udział w pracach na cmentarzach w Dobrodzieniu, Białej Prudnickiej, Radomsku.

Antyschematy 07

Młodzież, która pracowała na cmentarzu w Krzepicach, 2000

Pamiętam, że ciekawym doświadczeniem była dla mnie okazja do spotkania z ówczesnym ambasadorem Izraela w Polsce, Szewachem Weissem.

Z perspektywy czasu cieszę się i dziękuję rodzicom oraz organizatorom, że mogłem uczestniczyć w tym projekcie. Wyjazdy te, oprócz - kolokwialnie mówiąc - okazji do zrobienia czegoś dobrego, były dla mnie również zdobywaniem doświadczeń, których jako nastolatek nie miałem okazji zdobyć mieszkając w bloku. Na przykład przekonałem się, jak działa piła czy kosa spalinowa.

Zdarzyło mi się w dorosłym życiu przejeżdżać przez Radomsko i Dobrodzień (w najbliższym czasie prawdopodobnie będę jechać przez Krzepice). Przy tej okazji opowiadałem swoim dzieciom, że jako nastolatek spędzałem część wakacji na renowacji cmentarzy żydowskich w tych miejscowościach.

 

Marta (grafik, Warszawa): - Antyschematy zostawiły we mnie trwały ślad.

- Wspomnienia: bo oznaczają kilka z najmilej wspominanych przeze mnie wakacji. Często się śmialiśmy, że zrobiliśmy kawał świetnej, nikomu niepotrzebnej roboty. Ale w naszych głowach najwyraźniej musiało mieć to jakiś sens, bo w następnym roku znów jechaliśmy. Myślę, że chodziło przede wszystkim o ludzi.

- Świadomość, jak ważny jest dialog, i że choćby nie wiadomo jakby miał być trudny - warto próbować rozmawiać.

- A czasem, jak rozmowa nie idzie - pomaga wspólne działanie, praca fizyczna (czy artystyczna), bez zbędnego gadania.

- Antyschematy to też Borzęciczki - z dzisiejszej perspektywy widzę, jak bardzo te spotkania i warsztaty (z Izraelczykami, Holendrami, młodzieżą z Borzęciczek) otwierały mnie na inność i ją „oswajały”.

- Zostało mi też poczucie bezpieczeństwa, bo oba Jurki i Zbyszek [Fornalik, Jerzy Florek z Kędzierzyna-Koźla ora Zbigniew Zakrzewski z Borzęciczek] obiecali, że jak ktoś mi będzie chciał zrobić krzywdę, to mogę zadzwonić i przyjadą ze strzelbą. Trzymam za słowo.

 

Kacper (prof. uniwersytetu, Norwegia): - Z Antyschematami jeździłem przez trzy lata, pracując w sumie na pięciu cmentarzach. To sporo czasu w życiu licealisty i studenta, masa wspomnień i doświadczeń. Element towarzyski był oczywiście bardzo ważny. Jeśli już decydujesz się spędzać wakacje na cmentarzu, na pewno dobrze dogadasz się z innymi pozytywnie szurniętymi, którzy chcą tak spędzać czas. Antyschematy dawały nam też dużo wiedzy, szczególnie dzięki obecności nieodżałowanego pana Jana Jagielskiego. Poza oswajaniem się z historią i kulturą żydowską, uczyliśmy się też jednak o tolerancji i nietolerancji w praktyce. Pracując razem ze studentami z Ukrainy musieliśmy na bieżąco docierać nasze historyczne i polityczne różnice, mając do tego dość wyjątkową okazję. Wiele programów edukacyjnych może zakładać, że kontakt zbliża ludzi i pozwala im zobaczyć nawzajem swoje odmienne punkty widzenia, ale jaki program edukacyjny rzeczywiście będzie w stanie wyworzyć takie warunki? Na Antychematach, mieszkając z kimś tydzień w jednej szkolnej sali i chodząc razem dwa kilometry na obiad i trzy kilometry, by wziąć prysznic, a w międzyczasie pracując ciężko, mieliśmy naprawdę okazję poznać się i przegadać trudne sprawy. Zrobiło to na mnie duże wrażenie i bardzo żałuję, że nie mogę dziś do tego wrócić. Żałuję też, że podobnych warunków nie mieliśmy przy spotkaniach z młodymi ludżmi z Izraela. Gdyby zastąpić Marsze Żywych wspólną renowacją cmentarzy, stosunki polsko-izraelskie mogłyby wyglądać zupełnie inaczej.

Ale nie wszystko było różowe. Antychematy były dla mnie okazją zobaczenia z bliska Polski, jakiej nie znałem - małych miasteczek, gdzie cmentarz żydowski bywa w najlepszym wypadku kłopotliwym zabytkiem, a w najgorszym - wyrzutem sumienia. Nauczyliśmy się sporo o kulturze żydowskiej, ale też trochę o wciąż żywym, organicznym antysemityzmie. A także o paradosalnych postawach, które potrafią łączyć pozytywny i negatywny stosunek do Żydów, niedających się zaszufladkować, a jednak istniejących.

 

Julia (pracownik naukowy uniwersytetu, Norwegia): - Na pierwszy cmentarz wchodziłam przerażona, bałam się, że coś zadepczę. Na trzeci wskakiwałam z rozpędu przez murek. Po trzech wyjazdach zaczęłam zupełnie inaczej postrzegać żydowskie cmentarze – starałam się szukać powtarzających się elementów, śladów pamięci, macew w zaroślach, czy małych kamieni na grzbietach. Do dziś chętnie odwiedzam takie cmentarze w innych miastach.

W czasie Antyschematów dużo nauczyłam się… ogrodnictwa. Pamiętam, jak pół dnia wycinałam kolczaste róże w Radomsku. Tę praktyczną część porządkowania zarośniętych terenów rozwijałam później pracując w ochronie przyrody, np. w czasie zimowej konserwacji bagna.

Oczywiście, aspekt ogrodniczy pozostał trwałym śladem, ale celowo go trochę przerysowuję przed trudniejszymi tematami. Na pewno wszystkie wyjazdy były odkrywaniem poza podręcznikami tej ciężkiej, niechcianej historii. Ale też poznawaniem jej z punktu widzenia pojedynczych ludzi, imion, nazwisk, dat urodzin i śmierci, znaków przybliżających historie ich życia. Jedna została ze mną do dziś. Pamiętam macewę młodej dziewczyny z cmentarza w Kłodzku, zmarła młodo, w swoje urodziny. Powiedziałam, że to mogło być samobójstwo. Później, z koleżankami, wymyśliłyśmy całą historię nieszczęśliwej i zakazanej miłości Żydówki i Niemca. Po pracy następnej grupy zajmującej się identyfikacją i szukaniem rodzin okazało się… że tak właśnie było. To było paraliżujące, była w naszym wieku, mogła być którąś z nas, gdyby urodziła się trochę później.

Antyschematy 30

Jerzy Fornalik w otoczeniu „Antyschematycznych” na jednym z cmentarzy

Antyschematy przybliżyły mi kulturę żydowską. Ale tak samo oswoiły mnie chyba z ignorancją, zapomnieniem i – niestety – antysemityzmem. Pamiętam, jak przyjechałam przed calą grupą do Radomska, chciałam zobaczyć cmentarz. Pytałam kilka osób o drogę i… nikt nie wiedział. Byłam zaskoczona. Ale cmentarze przed naszym przyjazdem wyglądały jak zapuszczone działki albo… młode lasy. Dzięki nam stawały się choć na chwilę zauważalne. I to był ten smutny paradoks. Że odkrywanie cmentarza było różnie przyjmowane, często z niechęcia. Nasza praca przy porządkowaniu kirkutów może bardziej narażała macewy na akty wandalizmu? Może Antyschematy to było takie nasze grupowe „Pokłosie”, walka, na którą jako społeczeństwo nie jesteśmy ciągle gotowi?

Trzy wyjazdy z Antyschematami to wreszcie piękny czas towarzyski. Chylę czoła przed organizatorami (panem Jurkiem, panią Anią, panem Zbyszkiem), bo nie spotkałam żadnego nauczyciela w moich szkołach, który by poświęcił swoje wakacje dla jakiejś idei. I że to wszystko było po prostu miłe, otwarte dla każdego, dla przyjaciół i przyjaciół przyjaciół, gimnazjalistów, licealistów, studentów, a nawet przypadkowo poznanych obcokrajowców. Że robiliśmy trochę hałasu rozbijając się nyską bez pasów, że czasem pojawiała się lokalna prasa, jakieś wsparcie ze szkół, hotelu czy firmy produkującej napoje (na które nie mogę patrzeć do dziś!).

 

Gabriela (manager ds. komunikacji i relacji personalnych, Warszawa): - Antyschematy były nie tylko wspaniale spędzonym czasem z ludźmi o podobnym nastawieniu, o niesamowitej, pozytywnej energii, którą zarażali bandę dzieciaków, bo nawet jeśli byliśmy już pełnoletni, to nadal potwornie młodzi. To była naoczna, namacalna lekcja historii, która zmiotła z powierzchni społeczność stanowiącą ważną część Polski. O koszmarach wojny wiedzieliśmy ze szkoły, z kultury masowej. Ale o tym, że wiele negatywnych postaw przetrwało, utrwaliło się mimo bolesnych doświadczeń, można było dowiedzieć się ze zdewastowanych, zniszczonych macew. Nie miałabym okazji obcować tak z inną kulturą i tym, co po niej zostało, gdyby nie Antyschematy. I nie miałabym tylu refleksji na temat braku wrażliwości wobec tego, co inne, co żydowskie. Wierzę, że pierwszym krokiem do przełamywania schematów, stereotypów jest ciekawość, a ten wolontariat pozwalał naszej ciekawości się realizować.

 

Dziękujemy Romanie Hyszko za napisanie tekstu o ruchu Antyschematy dla Chaim/Życie. 

Wspólna zabawa młodzieży polskiej i izraelskiej w Borzęciczkach, 1998. / W galerii poniżej prezentowane są fotografie z akcji Antyschematów w Borzęciczkach, Krzepicach, Dobrodzieniu i Białej. Fotografie ze zbiorów Jerzego Fornalika

Antyschematy na kirkutach

Projekt
CHAIM/ŻYCIE

Fundacja Tu Żyli Żydzi, Poznań


Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci, realizowane w 2020 r. przez Andrzeja Niziołka

CHAIM/ŻYCIE - portal o kulturze, Żydach, artystach i Wielkopolsce, to projekt edukacji i animacji kultury w Poznaniu i Wielkopolsce. Poszukujemy, gromadzimy i prezentujemy na niej trzy rodzaje materiałów:

* Dzieła twórców kultury odnoszące się do kultury żydowskiej i obecności Żydów w Poznaniu i Wielkopolsce.

* Materiały nt. kultury i historii Żydów wielkopolskich – jako mało znanego dziedzictwa kulturowego regionu.

* Informacje o działaniach lokalnych społeczników, organizacji, instytucji zajmujących się w Wielkopolsce upamiętnieniem Żydów w swoich miejscowościach oraz informacje o tychże działaczach i organizacjach.

Kontakt

  • Andrzej Niziołek

  • Hana Lasman

  • Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


Projekt finansowany jako zadanie publiczne Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury w 2021 r.

© 2020 Fundacja Tu Żyli Żydzi. Strony Trojka Design.