logo l

Zamawianie herbaty

Dancing murzyński - egzotyka! Za miastem, parkiet, orkiestra gra jakieś cia-cia-cia w swojej interpretacji i murzyni tańczą. Pary, samotnie, on z nim albo ona z nią - obojętne. Kręcą tyłkami jakby mieli je na zawiasach, a ciała wyginają jak węże. Czasami stoją w miejscu i tylko piersi się ruszają, albo brzuch, albo tyłek, ale robią to z wdziękiem i zapamiętują się w tańcu.


 

Bangui, 26 II 1963

Moi Kochani

Mam pełno nowych wrażeń, wszystko nowe dla mnie, murzyni[1], nowe kolonialne typy białych, stosunki, widok, flora, owady - w ogóle wszystko. Ulokowano nas w hotelu. Każdy dostał pokój duży z dwoma tapczanami, fotelami, wanną, air condition - w ogóle szykany z wszystkich stron. W dwójkę pokoju nie można wziąć, bo to podważy autorytet firmy, dla której pracujemy. Taki szpas[2] kosztuje, ale czego się nie robi dla firmy.

Sam hotel leży nad rzeką Ubangi[3]. Przez okno widzę plażę, kąpiących się białych i czarnych, oraz dżunglę i wzgórza po drugiej stronie, gdzie jest już byłe Kongo Belgijskie. Hotel jest własnością białego, ale cała obsługa oczywiście czarna. Nadskakują, że aż przykro i tylko dziel na piwo, a jak nie mam żadnego życzenia to mi przykro. Ponieważ drogo, to wymyślili, za co masz płacić. Np. zamawiasz szklankę herbaty: najpierw czekasz kwadrans, później widzisz - murzyn niesie tacę wielkości małego stołu. Zaczynam się obawiać, czy nie zaszło nieporozumienie i nie podają obiadu, ale nie. Na tacy stoją dzbanuszki z: esensją, gorącą wodą, zimną wodą, mlekiem i podstawki: z filiżanką, cukrem, cytryną, i jedna z rachunkiem. Teraz zaczyna się ustawianie. I pomyśleć, że taką prostą rzecz, jak filiżanka herbaty, można tak idealnie skomplikować. Za tę całą hecę trzeba oczywiście płacić, potem wypada dać za usługę kelnerowi - słowem, odstawia się wielkiego pana. Czasy kolonialne wprawdzie się skończyły, ale nie sądzę, żeby dużo się tutaj zmieniło. Mentalność czarnych jest - jak na mój gust - mentalnością niewolników i życie tutaj toczy się dwoma torami: dla białych i murzynów.

slajd RCA 010 znak

Stacja benzynowa Shella

Jest tu trochę białej ludności, głównie francuskiej i trochę kupców z różnych stron świata. Albo mają sklepy, albo skupują diamenty. W biurze naszego przedsiębiorstwa widziałem już sceny kupna. To jest coś fantastycznego. Taki kupiec murzyński przychodzi ze wspólnikami, przyjaciółmi, krewnymi i po prostu ciekawymi. Jest cena wywoławcza, później propozycje, kontrpropozycje, odchodzi się, powraca, obustronne udawanie obrażonych, przeproszenia, prawienia sobie komplementów, propozycje przekupienia urzędnika itd. itd. Takie targi trwają godzinami i to już jest sztuka dla sztuki, bo - jak mi mówiono - czasem przy sumie idącej w setki tysiące tutejszych franków (1 dolar - 250 franków) uprą się o 50. Tutaj, w Bangui, tubylcy stosunkowo nieźle żyją, ale na prowincji, w kopalnictwie, zarabiają ekwiwalent 8 dolarów miesięcznie.

Tu, w mieście, różnica między białym a czarnym jest ogromna. Są oczywiście nieliczni murzyni bardzo zamożni i stosunkowo biedni biali. W administracji siedzą Francuzi i prowadzą pracę, ale kierownikiem jest zwykle murzyn, który nie tylko nie zna swojego zadania, ale nie zdaje sobie sprawy, co to jest urząd państwowy. Kradzież z kasy państwowej nazywa się deficytem, a nawet pokaźne nadużycia trudno karać, bo piśmiennych jest mało. Biedny kraj z bogatymi możliwościami. Co do stosunków tutejszych (włącznie z rzeczami opisanymi), to znam je głównie ze słyszenia. U każdego białego jest dwóch boyów, którzy mu usługują. Siła robocza jest za grosze.

Byłem już w białej restauracji i w lokalu dla murzynów. Restauracja to duży lokal, obsługujący samych tubylców. Gości może pięćdziesięciu, tylko jedna czarna kobieta. Bariera raczej majątkowa. Żarcie dobre, świetne ryby, je się jak we Francji. Strasznie drogo, trzy dolary obiad.

Lokal taneczny o wiele bardziej interesujący. Po proszonej kolacji pojechaliśmy z całym towarzystwem na dancing murzyński - egzotyka. Za miastem, parkiet, orkiestra gra jakieś cia-cia-cia w swojej interpretacji i murzyni tańczą. Pary, samotnie, on z nim albo ona z nią - obojętne. Improwizują, nie widzisz dwojga ludzi wykonujących ten sam ruch. Kręcą tyłkami jakby mieli je na zawiasach, a ciała wyginają jak węże. Czasami stoją w miejscu i tylko piersi się ruszają, albo brzuch, albo tyłek, ale robią to z wdziękiem i zapamiętują się w tańcu.

Byliśmy jedynymi białymi. Zaraz jakieś dwie dziewczyny postawiły nam fotele na świeżym powietrzu. Jedna usiadła obok Limora[4] i mnie i jedna pierś, ale potężna, wysunęła się jej spod koszuli. Więc Limor mówi po polsku: „Panie Lasman, ja już jestem starszy, ale pan jest młody, więc co”. A ja mu na to: „Ja jeszcze zdążę, ale pan musi się spieszyć”. Dziewczyny siedziały, a kiedy poprosiliśmy o piwo, poprosiły o pieniądze z góry. Po przyniesieniu daliśmy im napiwek, więc widziały, że nic z tego i odeszły. Tu jest nędza, a przy tym miasto wiele oferuje, tak że dużo ludzi do niego ściąga. Pracy nie ma, bo nie ma prawie żadnego przemysłu. Tutejsi są ładnie zbudowani, szczególnie młode dziewczyny (młode znaczy tutaj 13-15 lat), ale twarze mają odrażające - wypukłe usta, z wargami grubymi, wywiniętymi na zewnątrz jak muszla mięczaka morskiego.

W przyszłym tygodniu ruszamy w niedzielę w teren. Dostaliśmy już wozy, sprzęt, części zapasowe, w ogóle wszystko, nawet broń i wędki, żeby mieć świeże mięso i ryby. Tutaj na razie zbieramy materiały, składamy wizyty tym, co trzeba, kupujemy rzeczy na wyprawę i w ogóle jesteśmy zajęci od rana do nocy. Teraz jest za pięć dwunasta w nocy. Jutro odlatuje samolot, którym odejdzie ten list, więc muszę kończyć.  Wrażeń mam moc, więc mógłbym pisać i pisać, ale jutro mam wstać o 6.30. Na razie nic nie otrzymałem od Was. Może jutro będzie poczta. Ciągle myślę o Was. Żałuję, że nie możecie tego widzieć, albo niepokoję się. Napiszcie koniecznie. Wszyscy troje.

Całuję Was mocno, mocno. O mnie się nie martwcie, bo naprawdę jest wszystko w najlepszym porządku.

Wasz Noach

Dzieci - pilnujcie mamy, żeby jadła jak należy i pomagajcie jej we wszystkim. Tu są piękne motyle. Jak złapię, to przywiozę.

Tata


Przypisy

[1] Noach Lasman używa tego słowa w rozumieniu: czarnoskórzy. Nie ma ono, jak można to zauważyć w kontekście całej korespondencji, negatywnego ani dyskryminacyjnego charakteru.

[2] Szpas - dowcip, żart, figiel.

[3] Ubangi - rzeka w Afryce równikowej o długości 1300 km, płynąca przez podmokłe tereny lasów deszczowych. Wpada do Konga.

[4] Limor - prawdopodobnie przedstawiciel izraelskiej firmy, na której zlecenie, w porozumieniu z ministerstwem, Lasman wyjechał do Republiki Środkowoafrykańskiej poszukiwać złóż diamentów.

LIST DO ŻONY, CLILI LASMAN

To czwarty list ze zbioru listów „środkowoafrykańskich”, ale pierwszy z wrażeniami z samej Afryki. Poprzednie pisane były z przystanków w podróży: z Paryża, przez który Lasman podróżował i gdzie po raz pierwszy w życiu spotkał się ze swoimi ciotkami, siostrami jego mamy, które przeżyły wojnę i ich rodzinami, oraz z Marsylii.

Po przybyciu do Bangui, stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej, Noach Lasman i Uri Wurzburger siedzą wmieście i przygotowują się do pracy w terenie zapoznając się z dostępnymi dokumentami geologicznymi i spotykając się z przedstawicielami różnych instytucji i urzędów.

Projekt
CHAIM/ŻYCIE

Fundacja Tu Żyli Żydzi, Poznań


Sfinansowano ze środków budżetowych Miasta Poznania  #poznanwspiera

CHAIM/ŻYCIE - portal o kulturze, Żydach, artystach i Wielkopolsce, to projekt edukacji i animacji kultury w Poznaniu i Wielkopolsce rozpoczęty dzięki stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Poszukujemy, gromadzimy i prezentujemy na niej następujące rodzaje materiałów:

* Dzieła twórców kultury odnoszące się do kultury żydowskiej i obecności Żydów w Poznaniu i Wielkopolsce.

* Materiały nt. kultury i historii Żydów wielkopolskich – jako mało znanego dziedzictwa kulturowego regionu.

* Informacje o działaniach lokalnych społeczników, organizacji, instytucji zajmujących się w Wielkopolsce upamiętnieniem Żydów w swoich miejscowościach oraz informacje o tychże działaczach i organizacjach.

*Materiały uzyskane w ramach projektu "Z ulicy Żydowskiej na Madagaskar - Noacha Lasmana fotografie i listy z Afryki i Ameryki Południowej".

Kontakt

  • Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.



© 2020 Fundacja Tu Żyli Żydzi. Strony Trojka Design.