logo l
Izrael 1957-1985

Beduini zbierają grzyby

Jakoś nie wpadło mi do głowy, że mogę się odwodnić. Ledwie dowlokłem się do dżipa, gdzie dorwałem się do wody. Wlewałem ją w siebie, jak w dziurawą cysternę. Kiedy na chwilkę przestałem pić, zacząłem rzygać, oczywiście wodą. Nie mogłem się powstrzymać od picia, i tak piłem i rzygałem na przemian. Przepuściłem przez siebie chyba trzydzieści litrów wody. 


  

Jerozolima, 16 VIII 2000

Mój Drogi,

przed dwoma tygodniami otrzymałem Twój list i przede wszystkim jestem zadowolony, że jesteś zdrów. No, i świetnie, że spędzasz wczasy poza Poznaniem.

Trochę Ci zazdroszczę tego grzybobrania. Jeszcze kiedy uczyłem się do matury, podczas wakacji pojechałem do kolegi szkolnego w okolice Wrześni i tam zbieraliśmy workami grzyby i suszyliśmy. Robota była cholernie ciężka, ale potem, przez całą zimę, opylaliśmy te suche grzyby w prywatnych sklepiczkach i poprawialiśmy sobie prywatnie „stopę życiową”.

Tutaj też są grzyby. Ja zbieram je niemal każdego roku, ale nie nadają się do suszenia. Po wielokrotnym płukaniu, przemywaniu i pokrajaniu, duszę je z dodatkiem soli, potem napełniam słoiki i wstawiam do zamrożenia. W sprzedaży są tutaj stale niedrogie nawet pieczarki, ale one mają się do leśnych grzybów tak, jak plastyk do salami. Tutaj jednak grzyby występują krótko, po pierwszych ulewnych deszczach, kiedy następują potem ciepłe dnie.

W związku z tymi grzybami przypomniał mi się jeden z najdziwniejszych widoków, jakie zdarzyło mi się widzieć. Na granicy Gór Judejskich i Negewu, w górach, przed laty, widziałem Beduinów zbierających grzyby. To mniej więcej tak, jakbyś zobaczył Eskimosów wspinających się na palmy daktylowe podczas zbioru owoców.

Tutaj zawsze sytuacja była bardzo pogmatwana, powiedziałbym bezwyjściowa. Po powrocie z Camp David[i], obie strony twierdzą, że rozmów nie zerwano i kontynuuje się je nadal, bez obecności Clintona. Nieoficjalnie jednak władze na Zachodnim Brzegu szkolą młodzież i nawet dzieci w obchodzeniu się z bronią, a nasze wojsko czyni przygotowania do zgniecenia nowej „intyfady”. Jeżeli dojdzie do starcia, to obawiam się, że będą krwawe jatki z obydwu stron.

Na Zachodnim Brzegu Arafata przywitano jak bohatera, że nie ugiął się i w niczym nie ustąpił, natomiast u nas Baraka wielu okrzyczało niemal zdrajcą. Właściwie obecny rząd żyje już tylko sztucznym życiem, dzięki temu, że Kneset jest nieczynny na okres lata i rządu nie można rozwiązać, więc ma trzymiesięczną prolongatę. Niemal wszyscy kooperanci z koalicji rządowej wyszli, ministrowie ustąpili i premier skupia w swoim ręku dziesięć tek ministerialnych. Mimo to istnieje możliwość, że jeżeli Barak uzyska jakąś możliwie dobrą umowę dla kraju, to naród go poprze.

Na odcinku rozmów z Palestyńczykami nie mamy zbyt dobrych doświadczeń. W 1947 roku, kiedy w ONZ uchwalono rezolucję o podziale kraju, nie zgodzili się na to. W 1948 roku sprowadzili na pomoc armie Jordanii, Syrii, Iraku, Egiptu i Saudii. Przez przeszło czterdzieści lat w ogóle nie chcieli z nami rozmawiać i uważali, że powinniśmy się wynieść „do morza”. Zbojkotowali rozmowy pokojowe, kiedy już Egipt dogadał się z nami i w 1991 roku opowiedzieli się za Saddamem, kiedy cały świat, razem z krajami arabskimi, był przeciw niemu. Wielu, nie tylko tu, w Palestynie, uważa, że oni znów popełniają błąd. Gdyby w 1947 roku zgodzili się na podział, ich sytuacja dziś byłaby o wiele lepsza. Każdy rok naszej władzy na Zachodnim Brzegu pogarsza ich sytuację, bo zwiększa tam ilość naszych osiedleńców. W tej chwili Amerykanie i Europejczycy, nawet Japończycy są gotowi sfinansować ten pokój i pomóc im w zbudowaniu państwa. W przyszłości wcale tak nie musi być.

Osobiście zaczynam być pesymistą. Pokoju chyba się nie doczekam. Będziemy chyba tak wegetować i zatruwać sobie nawzajem życie. Podobno biedni Arabowie ze wschodniej części miasta wcale nie marzą o wolnym państwie palestyńskim. Pod naszą władzą nawet bez obywatelstwa obejmuje ich nasza pomoc socjalna, opieka zdrowotna i społeczna, szkolnictwo. Płaca u nas też jest wielokrotnie wyższa niż pod administracją palestyńską, więc dochodzą do wniosku, że to żaden interes żyć w niepodległym państwie.

Oczywiście nie należy tych spraw sprowadzać tylko do spraw bytowych. Mieszkańcy Tangeru demonstrowali latami żądając włączenia do Maroka, po to, aby w ciągu jednej nocy zamienić jeden z najlepiej prosperujących portów na Morzu Śródziemnym na mało znaczącą mieścinę, jakich są setki w tym regionie. Te dążenia do niepodległości nie zawsze mają racjonalne podłoże. Najlepiej to chyba widać w niektórych państwach afrykańskich. Początkowo jakoś to tam szło siłą inercji z czasów kolonialnych. W wielu tamtych krajach panuje jednak od lat wojna domowa, gdzie wszyscy są przeciw wszystkim. Ludzie zdychają z głodu, ale wybrańcy narodu znajdują pieniądze na kupno nowoczesnej broni. Ostatecznie na terenie Ameryki Łacińskiej też nie było stabilizacji, w niektórych krajach aż do połowy dwudziestego wieku. Zresztą do dziś są tam kraje, w których mafie decydują o składzie rządu.

Wycofanie wojsk z południowego Libanu na razie przyniosło spokój w Galilei i granice obsadzili już żołnierze ONZ. Nie ma jednak gwarancji, że w przyszłości nie dojdzie żadnego starcia[ii].

Znów zaczynają u nas mówić o konieczności budowy zakładów odsalania wody morskiej. Rząd wpadł na jakiś poroniony pomysł kupna setek milionów ton wody pitnej w Turcji. Wielu tutaj jednak uważa, że nie wolno w tym regionie uzależniać się od kogokolwiek w takiej kardynalnej sprawie i do tego, kiedy deficyt wodny stale będzie wzrastać razem z przyrostem ludności i uprzemysłowieniem. Wprawdzie budowa zakładów wymaga nakładów inwestycyjnych, ale po kilku latach koszta się zwrócą. Prasa podała, że u nas zarządy miejskie, ministerstwo rolnictwa i skarbu - w tym układzie cen, jakie konsumenci płacą teraz - zyskują, a w wypadku budowy zakładów stracą i to jest przyczyną niechęci do budowy. (…)

slajde Izrael 2 003 znak

U Was pada, ale u nas była fala upałów, jakich nie było od 1888 roku. Temperatura w Jerozolimie osiągnęła 43 stopnie. Po prostu staraliśmy się nie wychodzić z domu i pić możliwie dużo i często. Prasa podała o wielu wypadkach odwodnienia. Mnie to zdarzyło się dwukrotnie podczas pracy w pustyni. Raz pracowałem sam, zostawiłem wóz w jakimś miejscu i jak zwykle zabrałem ze sobą lekki pojemnik z pięcioma litrami wody. Pracowałem w polu do późnego popołudnia: kartowałem, potem robiłem profile i pobierałem próby. Skończyła się woda, a ja miałem jeszcze kawałek roboty do zakończenia. Wiedziałem, że w takim wypadku trzeba robotę zakończyć i wrócić tu jutro, ale szkoda mi było dnia i kontynuowałem. Skończyłem przed zmrokiem i byłem bardzo spragniony. Jakoś nie wpadło mi do głowy, że mogę się odwodnić. Ledwie dowlokłem się do dżipa, gdzie dorwałem się do wody. Wlewałem ją w siebie, jak w dziurawą cysternę. Kiedy na chwilkę przestałem pić, zacząłem rzygać, oczywiście wodą. Nie mogłem się powstrzymać od picia, i tak piłem i rzygałem na przemian. Przepuściłem przez siebie chyba półtora pojemnika wody, czyli trzydzieści litrów wody. Lekko zamroczony w jasną noc jechałem przez pustynię ledwo przetartą dróżką jakieś piętnaście kilometrów - i tam siłą rzeczy nie mogłem jechać szybko. Potem miałem dobrą asfaltową drogę, jakieś pięćdziesiąt kilometrów do Ber Szewy, gdzie był hotel. Zdawałem sobie sprawę, że nie jestem w dobrej formie i stale sam siebie upominałem, żeby nie jechać szybko. W hotelu napełniłem wannę letnią wodą, wsunąłem się i czułem jak wszystkimi porami ciała wchłaniam wodę. Dwa dni pozostałem w hotelu i nie wyszedłem do pracy i dopiero na trzeci dzień odważyłem się poprowadzić wóz do Jerozolimy. Skutki tego odwodnienia odczuwałem kilka tygodni; po prostu nie miałem apetytu i straciłem poważnie na wadze. To doświadczenie nie uchroniło mnie od tego, żeby w przyszłości taka rzecz się nie powtórzyła. (…)

Na wewnętrznym politycznym podwórku - ponieważ pachnie już przedwczesnymi wyborami, więc największa partia religijna wysunęła tezę, że Szoa była spowodowana przez grzesznych, niereligijnych syjonistów, przez których zginęło półtora miliona niewinnych dzieci. U nas zawrzało, ale przywódcy dwóch największych partii politycznych nie zareagowali. Każda z nich chce zwalczyć drugą i każda wie, że bez udziału religijnych nie są w stanie tego dokonać. Gdyby takie wypowiedzi wygłosił jakiś polityk w jakimkolwiek cywilizowanym państwie, to oczywiście zarzucono by mu z miejscy antysemityzm, ale tu nie można. Z drugiej strony jest to dla mnie dowodem, że nie ma polityka, który by nie powiedział największej niedorzeczności, jeżeli może to służyć jego interesom. Niestety, te partie mają setki tysięcy sympatyków, którzy na ślepo wierzą rabinom. Dziś ich przywódcy już otwarcie mówią, że chcą tu wprowadzić sądownictwo oparte o prawa biblijne. Obawiam się, że jeżeli tamci wzrosną w siłę i zaczną wprowadzać swoje porządki, to wielu młodych po prostu wyemigruje. Oni tu urządzą drugi Iran.

W związku z realną możliwością nowych wyborów do parlamentu rządząca partia ogłosiła obniżkę cen - i to dość poważną - na importowane towary, oczywiście nie wszystkie. Mnie to jest na rękę, bo chcemy zmienić u nas klimatyzację i chcemy kupić maszynę do zmywania naczyń. Łącznie ta obniżka pozwoli nam zaoszczędzić jakieś pięćset szekli.

Mimo tych wszystkich trudności gospodarka wykazuje jednak bardzo dobre wskaźniki. Inflacja już trzeci rok nie przekracza 3 procent rocznie, bezrobocie w ostatnich miesiącach obniżyło się do 8 procent, wzrosła też znacznie produkcja i eksport. Kraj ma to do zawdzięczenia przede wszystkim pracownikom komputerowym. Wzrosła też bardzo rozpiętość między lepiej zarabiającymi i ludźmi o prostych kwalifikacjach, co oczywiście jest zjawiskiem niekorzystnym dla stabilizacji socjalnej.

Ostatnio prasa podała o pikantnym projekcie inwestycyjnym w Negewie. Już przed kilkudziesięciu laty mówiono o tym, że w pustyni warto zbudować baseny i hodować tam morskie homary wykorzystując słonawe źródła. Istniał jednak problem rynku. Europa jeszcze nie była tak bogata, a wewnętrzny rynek jest minimalny, ponieważ homar należy do trefnych stworów. To - mówiono - byłoby tak, jakbyśmy zabrali się do eksportu szynki. Ten pomysł jakoś sam zamarł. Przed dwoma laty jednak jakiś przedsiębiorca izraelski, który chciał zbudować takie baseny w Birmie, dowiedział się przypadkowo o tym projekcie i zainteresował się możliwościami hodowli na miejscu. Zbudował przy pomocy państwa na trzech dunamach[iii] (3000 m. kwadratowych) baseny, sprowadził narybek z Birmy i pobrał wodę z pobliskich słonawych źródeł. Wyniki były bardzo dobre. Tutaj wprawdzie siła robocza jest dziesięciokrotnie wyższa, ale w Birmie z powodu wilgotnego klimatu, częstych powodzi i zanieczyszczeń, co kilka lat są wielkie straty. Odległość do Europy też jest o wiele większa, a więc droższa. Ten przedsiębiorca objechał potencjalnych odbiorców, którzy zapalili się do tego nie tylko przez ceny, ale też przez fakt, że homary z Negewu są smaczniejsze. Z Birmy, która dziś jest głównym dostawcą, homary przysyłają zamrożone - trzeba je odmrażać, przez co tracą na smaku. Z Izraela przed wysłaniem starczy ten towar tylko przesypać tłuczonym lodem i tego samego dnia mogą być spożyte w Hamburgu czy Paryżu. Przystąpiono już do budowy basenów i przewiduje się, że za kilka lat produkcja osiągnie wartość stu milionów dolarów. Oczywiście, partie religijne sprzeciwiają się, bo obawiają się, że część tego produktu dostanie się na miejscowy rynek i koszerni Żydzi mogą się strefnić.

Ostatnio natężyły się u nas sprawy zdrowotne, często biegamy do lekarzy i zaczynamy się gubić w tych cholernych pastylkach. Przebrniemy też przez to.

Serdecznie pozdrawiamy i przekaż też pozdrowienia córce, wnukowi i oczywiście Heńkowi[iv] i Wandzie. Napisałem do nich już dawno, ale możliwe, że list nie doszedł. Jeżeli tak sprawa wygląda, to napisz, a ja wyślę kopię. Do usłyszenia i dbaj o zdrowie!

Noach

 

[i] W 2000 roku w Camp David w USA pod patronatem prezydenta USA Billa Clintona odbyły się rokowania pomiędzy Izraelem a władzami Autonomii Palestyńskiej mające doprowadzić do pokojowego porozumienia. Mimo znacznych ustępstw premiera Izraela Ehuda Baraka przewodniczący Autonomii Jasser Arafat odrzucił porozumienie. 

[ii] W maju 2000 roku Izrael wycofał swoje wojska z tzw. strefy bezpieczeństwa którą utworzył podczas I wojny libańskiej w latach 80. XX wieku. W lipcu 2006 roku wybuchła tzw. II wojna libańska pomiędzy Izraelem a Libanem, która trwała miesiąc.

[iii] Dunam - jednostka ziemi z czasów otomańskich określana przez  „czterdzieści standardowych kroków wzdłuż i wszerz”. Dziś  tzw. nowy czy metryczny dunam to 1/10 hektara.

[iv] Mowa o bracie adresata listu, Henryku Ratajczaku.

LIST DO ELIGIUSZA RATAJCZAKA, KOLEGI Z CZASU STUDIÓW

Eligiusz Ratajczak (1926-2015) był hydrogeologiem, potem zawodowym tłumaczem. Podczas studiów w latach 50. poznał Noacha Lasmana, mieszkali po sąsiedzku przy tej samej ul. Prusa na Jeżycach w Poznaniu. W latach 90. XX wieku odnowili kontakt stając się bliskimi przyjaciółmi - zachowała się ich obfita korespondencja.

Od lat 70. XX wieku Ratajczak interesował się judaizmem, historią oraz kulturą żydowską. W latach 2000. próbował opublikować w którymś z polskich wydawnictw książkę Lasmana „Szosa”. W końcu w 2006 roku opublikował ją w formie pdf-a w internecie (http://www.opal.info.pl/noah/).

List zachowany w kopii elektronicznej na komputerze autora.

Projekt
CHAIM/ŻYCIE

Fundacja Tu Żyli Żydzi, Poznań


Sfinansowano ze środków budżetowych Miasta Poznania  #poznanwspiera

CHAIM/ŻYCIE - portal o kulturze, Żydach, artystach i Wielkopolsce, to projekt edukacji i animacji kultury w Poznaniu i Wielkopolsce rozpoczęty dzięki stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Poszukujemy, gromadzimy i prezentujemy na niej następujące rodzaje materiałów:

* Dzieła twórców kultury odnoszące się do kultury żydowskiej i obecności Żydów w Poznaniu i Wielkopolsce.

* Materiały nt. kultury i historii Żydów wielkopolskich – jako mało znanego dziedzictwa kulturowego regionu.

* Informacje o działaniach lokalnych społeczników, organizacji, instytucji zajmujących się w Wielkopolsce upamiętnieniem Żydów w swoich miejscowościach oraz informacje o tychże działaczach i organizacjach.

*Materiały uzyskane w ramach projektu "Z ulicy Żydowskiej na Madagaskar - Noacha Lasmana fotografie i listy z Afryki i Ameryki Południowej".

Kontakt

  • Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.



© 2020 Fundacja Tu Żyli Żydzi. Strony Trojka Design.