logo l

Wspomnienie Davida – podróż, podczas której odkrywa rodzinę i przeszłość ojca

David Sonnabend, AN

David Sonnabend syn Iziego, otrzymał imię po swoim poznańskim dziadku, chazanie Synagogi Nowej, Dawidzie Sonnabendzie, który został zamordowany w 1942 roku w Treblince. Publikujemy poniżej fragment jego opowiedzianych nam wspomnień. 


David Sonnabend urodził się w 1947 roku w Sydney, wkrótce po przyjeździe jego rodziców Mali i Iziego do Australii i do dzisiaj mieszka w tym mieście. Jest emerytowanym profesorem Uniwersytetu w Sydney, specjalistą w chirurgii ortopedycznej i urazowej o międzynarodowej renomie. Opis jego zawodowej kariery można znaleźć tutaj: http://www.sydneyshoulder.com.au/orthopaedic-surgeons/prof-david-sonnabend.html

W 1964 roku David odbył pierwszą podróż do Izraela, która – można chyba tak powiedzieć – stała się dla niego w pewnym sensie podróżą formacyjną, przywracającą mu rodzinę. W Australii miał tylko rodziców, siostrę, i ciotkę w Melbourne, siostrę mamy. Podczas tej podróży do Izraela poznał braci i siostrę Iziego oraz ich dzieci, i zakochał się w nich wszystkich. Dowiedział się także ważnych dla niego rzeczy z przeszłości ojca, o której nic nie wiedział. Rodzice, byli więźniowie Auschwitz, na temat swojego życia przed wojną i tego, co podczas niej przeżyli, milczeli jak wielu innych ocalonych z Holokaustu. Opowieść Davida potwierdza także to, co o wzajemnej relacji dzieci kantora opowiadały nam jego wnuki, zwłaszcza Yaacov Avnet-Sonnabend (jego opowieść jest zamieszczona na tej stronie).

 

Miałem siedemnaście lat, kiedy pierwszy raz pojechałem do Izraela i poznałem moją rodzinę. Byłem tam z grupą żydowskiej młodzieży z Australii. Przez pierwsze pięć tygodni oglądaliśmy kraj i spotykaliśmy ludzi, a w szabat jechaliśmy do naszych rodzin, które tam mieszkały. Rodzice postanowili, że potem zostanę u mojej rodziny i spędziłem tam następne siedem tygodni. Cała ta podróż była dla mnie niezwykle emocjonalna, tyle się działo, że nie miałem czasu myśleć. Jakby mnie wsadzono do pralki.

Zakochałem się wtedy w nich wszystkich. Każde było inne. Bardzo polubiłem Nani, siostrę ojca. Wypalała kilka papierosów, piliśmy kawę i rozmawialiśmy o najróżniejszych duchowych sprawach. Zawsze była filozoficzna. Z Rafim siedzieliśmy w kuchni, jedliśmy ciasto waniliowe, które piekła jego żona Mali, wspaniała kucharka, albo piliśmy szkocką whisky. Rafi był klejem, który lepił całą rodzinę. Latami co dwa tygodnie pisał do nas do Australii. Nani i Rafi mieszkali w Aszkelonie naprzeciw siebie, przez ulicę, więc dzieci cały czas chodziły między domami.

Adi był wspaniały, zakochany w przyrodzie. Kiedy byłem w Elon  zabierał mnie, gdzie tylko mógł, jeździliśmy do granicy libańskiej w Rosz ha-Nikra, na plaże do Nahariyi, do Metulli. Wstawałem wcześnie rano i chodziłem z nim na pole zbierać awokado albo do pasieki z pszczołami.

Kiedyś Adi pożyczył ciężarówkę z kibucu i zabrał mnie ze swoim synem Natanem, synem Nani Noachem i Nachmanem Szajem, synem Chawy[1] na parodniową wycieczkę po Galilei. Byliśmy mniej więcej w jednym wieku i chyba chciał, żebyśmy się bardziej zbliżyli. Jeździliśmy po północy kraju i spaliśmy w kibucach lub na kampingach. Do dzisiaj mam po tamtej podróży specjalny kontakt z Natanem, chociaż nie możemy rozmawiać, bo nie mówimy żadnym wspólnym językiem.

A drugim wspaniałym doświadczeniem była podróż autostopem z Noachem. Zabrał mnie do Elon, a potem do kibucu Ramat ha-Szofet, gdzie czuł się jak w domu. Noach był przystojnym chłopakiem, dobrze zbudowanym, wewnętrznie złożonym jakby z różnych stron. Adi i Rafi powiedzieli mi wtedy: „Chcesz wiedzieć, jaki był Izi przed wojną? Noach z charakteru jest podobny do niego”. Bardzo się wtedy z nim zbliżyłem.

W Ramat ha-Szofet mieszkał Zali Szezar[2], który był prawie jak brat wszystkich Sonnabendów, ale mieszkali tam też inni poznaniacy, którzy znali mojego ojca jeszcze z organizacji Ha-Szomer ha-Cair w Poznaniu. Spotkanie z nimi było niezwykłe, zupełnie inne niż z rodzeństwem ojca. Cieszyli się, że jestem synem Iziego i opowiadali mi o ojcu rzeczy, których nigdy nie słyszałem. Słuchając ich byłem dumny z taty. Bo on milczał. Nigdy ze mną ani z moją siostrą nie rozmawiał o przeszłości, czasem tylko wymknęło mu się coś drobnego, na przykład o rodzinnym domu. A oni opowiadali mi o nim jako o energicznym i charyzmatycznym młodym człowieku, którego zupełnie nie znałem. Nie widziałem w nim tej energii, o której mówili i zrozumiałem, że musiał się zmienić po wojnie.

Miałem już wracać do domu, kiedy Rafi zapytał mnie: „Widziałeś Gawuryna?” Zupełnie o tym zapomniałem! Kiedy wyjeżdżałem z Australii Izi dał mi kartkę, na której zapisał nazwisko i adres jakiegoś człowieka, i powiedział mi: „Musisz go odwiedzić, to mój najlepszy kolega”. Zdziwiłem się trochę, bo nigdy od niego nie przyszedł do nas żaden list.

Gawuryn miał w Izraelu na imię Ben Zion i pracował w jakimś domu sierot. Jeszcze raz pojechałem do Jerozolimy, gdzie mieszkał, żeby go zobaczyć. Gawuryn był mniej więcej w wieku mojego ojca, nosił kipę, był łysy i otyły. Przyjął mnie bardzo pięknie. Trudno nam się rozmawiało, bo ja mówiłem trochę po niemiecku, a on znał jidysz i hebrajski, ale przegadaliśmy tak wiele godzin. Jego opowieści były straszne. Gawuryn też był w Auschwitz, gdzie miał dobrą pracę w „Kanadzie”[3]. Z tego, co zrozumiałem mówił, że Izi kilka razu uratował mu życie, ale szczegółów dzisiaj już nie potrafię powtórzyć. I że on też uratował ojcu życie. Izi tuż przed wyzwoleniem miał zostać przez Niemców powieszony ale, jak pojąłem, Gawuryn zdjął go z szubienicy. Ale nie mogę być tego pewny i chyba nie można tego traktować jak coś rzeczywistego. W każdym razie ojciec został wyzwolony przez Amerykanów w Dachau.

Wróciłem do domu i już inaczej patrzyłem na ojca, ale nie rozmawiałem z nim o tym, czego się dowiedziałem. Byliśmy z siostrą nauczeni, że nie należy pytać. Mama znacznie lepiej niż on przystosowała się po wojnie do normalnego życia, choć czasami miała koszmary i krzyczała w nocy przez sen. Pamiętam, jak kiedyś się obudziłem i spytałem ojca, co się dzieje, a on powiedział: „Idź spać, porozmawiamy potem”. Nigdy jednak nie rozmawiał. Widziałem wiele razy, jak się uśmiechał, ale nie był szczęśliwy. Moja żona mówi, że tylko raz widziała tatę śmiejącego się naprawdę głęboko. Zdejmowała z sufitu pająka, który spadł jej na podłogę i schował się pod szafką. A Izi, który był w pokoju, zaczął się wtedy naprawdę śmiać.

 

[1] Ewa Żychlińska – w Izraelu Chawa Szajkiewicz – była córką Rosy, siostry kantora Dawida Sonnabenda. Wyemigrowała do Palestyny w 1935 roku.

[2] Zali Sieradzki (w Izraelu zmienił nazwisko na Szezar) pochodzi z Wielunia. Kantor i jego żona przyjęli chłopca do domu jako sublokatora, kiedy rodzice wysłali go do Poznaniu do szkoły. Mieszkał u nich kilkanaście lat.

[3] Tzw. Kanada była jednym z podobozów w Birkenau, w którego barakach magazynowano i segregowano mienie zagrabione zamordowanym w komorach gazowych ludziom.

Może cię zainteresować również

Projekt
CHAIM/ŻYCIE

Fundacja Tu Żyli Żydzi, Poznań


Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci, realizowane w 2020 r. przez Andrzeja Niziołka

CHAIM/ŻYCIE - portal o kulturze, Żydach, artystach i Wielkopolsce, to projekt edukacji i animacji kultury w Poznaniu i Wielkopolsce. Poszukujemy, gromadzimy i prezentujemy na niej trzy rodzaje materiałów:

* Dzieła twórców kultury odnoszące się do kultury żydowskiej i obecności Żydów w Poznaniu i Wielkopolsce.

* Materiały nt. kultury i historii Żydów wielkopolskich – jako mało znanego dziedzictwa kulturowego regionu.

* Informacje o działaniach lokalnych społeczników, organizacji, instytucji zajmujących się w Wielkopolsce upamiętnieniem Żydów w swoich miejscowościach oraz informacje o tychże działaczach i organizacjach.

Kontakt

  • Andrzej Niziołek

  • Hana Lasman

  • Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


Projekt finansowany jako zadanie publiczne Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury w 2021 r.

© 2020 Fundacja Tu Żyli Żydzi. Strony Trojka Design.