logo l

Izi żyje! – nowy fragment książki o rodzinie Sonnabendów

Andrzej Niziołek

„Nani nie mogła być inna. Czuł ją wyraźnie. Jej życie kroczyło przed nią i warunkowało ją, nigdy odwrotnie. Czy nie był taki sam?” Publikujemy kolejny fragment powstającej książki o ostatnim kantorze Synagogi Nowej w Poznaniu Dawidzie Sonnabendzie i jego rodzinie. 


Publikujemy kawałek książki o rodzinie kantora Synagogi Nowej w Poznaniu Dawida Sonnabenda. Rozdział powstał w oparciu o listy pisane na przestrzeni około dziesięciu lat przez różnych nadawców do jego córki Nechamy Sonnabend, która w 1935 roku wyemigrowała do Palestyny oraz na podstawie rozmów z wnukami kantora. Listy zamieszczone w poniższym tekście są prawdziwe, choć poddane zabiegom redakcyjnym na jego potrzeby.

Dawid Sonnabend był ostatnim przed wojną poznańskim kantorem, miał siedmioro dzieci, w grudniu 1939 roku rodzina została wraz z wszystkimi Żydami Poznania wywieziona z miasta do Generalnego Gubernatorstwa, gdzie w 1942 roku jej część zgięła. O rodzinie Sonnabendów, jak o większości rodzin poznańskich Żydów, nie było niczego wiadomo przez dziesiątki lat. Fundacja Tu żyli Żydzi odnalazła w 2020 roku jej potomków oraz członków, i zaczęła realizować książkę poświęconą tej rodzinie.

Wydarzenia, o których mowa w książce, a w związku z tym i zawarte w niej opisy oraz ich ujęcia rozgrywają się w wielu planach czasowych, w różnych przestrzeniach, a narrator nie jest jasno określony. Dlatego ten rozdział, który rozgrywa się we współczesności, różni się tak bardzo od poprzedniego zamieszczonego na tej stronie. Opisana w książce historia z przeszłości toczy się i zmienia swoje kształty w ramach innej historii, rozgrywającej się współcześnie, a wiążącej się z poszukiwaniem informacji na temat Sonnabendów.

Liczne postacie występujące w poniższym fragmencie zostały już przedstawione albo wspomniane w innych tekstach dotyczących projektu i rodziny Sonnabendów zawartych na tej stronie.

Projekt „Rodzina Sonnabendów” realizuje Fundacja Tu żyli Żydzi. Rozdział powstał dzięki grantowi na pisanie książki, jaki Fundacja uzyskała od Samorządu Województwa Wielkopolskiego na rok 2023.

Listy przetłumaczyła z języków niemieckiego i hebrajskiego Renata Kuśnierczak.

Publikowany poniżej tekst nie rozpoczyna książki, lecz pochodzi z jej wnętrza. Tworzenie książki będzie kontynuowane w roku 2024.

 

W skrzynce mailowej, jak zwykle z rana, znalazł sporo śmieci i przesyłkę od Jakowa. Przyszła w nocy i zawierała sześć listów wraz z tłumaczeniami. Dużo jak na niego.

Miesiąc wcześniej przekazał im elektryzującą wiadomość: był u Amosa, najmłodszego syna Nani i znalazł skarb. Skarb, powtarzał poruszony. Przedwojenne listy kantora, Friedy, Adiego, Iziego…! Nikt nie miał o nich pojęcia! Amos nie znał niemieckiego, ale na szczęście papierów po matce nie wyrzucił, pisał Jakow. A potem zamilkł.

Listy od niego napływały niespiesznie, jak kroplówka po jednym, po dwa. Kiedy przyjeżdżali do Mabarot[i] pokazywał im materiały, które zebrał, ale tylko partiami i nie wypuszczając je z rąk. Szybko przejął od nich pracę z tłumaczką i oboje zaangażowali się w tłumaczenia bardziej niż skrupulatnie, dodając do fragmentów tekstu ich alternatywne wersje, swoje przypuszczenia, przypisy. To rozwlekało pracę i czasami go irytowało, nie planował ich wydania krytycznego. Oddawał im jednak sprawiedliwie: chyba dobrze łapali zawarte w nich nastroje i niuanse.

Teraz Jakow zdawkowo pisał, że materiały od Amosa zmieniły jego postrzeganie dziadka. Myśli, że kantor był eskapistą… W jego listach na milimetr nie ma poczucia rzeczywistości…

Przyjął to ze sceptycyzmem. Dawid przemówił własnym głosem, jakimiś uczuciami, ale listów, o ile wiedział, było parę. Akurat tyle, by móc zalewie przypuszczać.

Ciekaw przesyłki dał sobie na razie spokój z kąpielą i śniadaniem. Narzucił na siebie szlafrok i otworzył pierwszy plik. List nosił datę 9 kwietnia 1936 roku, ale, jak natychmiast się zorientował, nie został napisany przez Dawida.

Moja ukochana Nanile!

Z pewnością przeczytałaś moje pozdrowienia z Poznania. W pierwszych dniach byłam tutaj, w następnych dniach jadę do Dobrzynia, do mojej ukochanej matki

Dobrzyń. Znów padła nazwa tego miasta, jak potwierdzenie słów Jakowa. Twierdził, że to stamtąd, z tego polskiego miasteczka na granicy rosyjskiego imperium, wywodzili się Sonnabendowie. Naprzeciw, na wyższym brzegu Drwęcy leżał Golub, inne polskie miasteczko leżące już w niemieckiej Rzeszy. W jednym i drugim żyli Żydzi, ale zupełnie inni… Na lewym brzegu ortodoksyjni, na prawym kulturalni i niemieckojęzyczni. Sonnabendowie po rosyjskiej stronie nie mogli więc należeć do uważających się za lepszych jeke… Jeśli rodzina Dawida stamtąd pochodziła, nie mogła być zniemczona od paru pokoleń. Z drugiej strony przez rzekę na pewno szedł przemyt, a wraz z nim pociągająca mieszczańska kultura…

Wieczory sederowe[ii] były bardzo piękne, czytał dalej. Mowa była tylko o Tobie. Możesz sobie wyobrazić, jak bardzo żałuję, że Cię tu nie ma, moja dobra Nanile, którą kocham i którą chcę widzieć szczęśliwą. Wierz mi, że bardzo nam zależy, żeby usłyszeć o Tobie coś dobrego.

Mary i Lotti także mówią często o Tobie. Dlaczego miałabyś się tak separować, przecież wiesz, że wuj Moritz Cię ubóstwia. Dlatego, moje dziecko, spraw mi choć tę radość i napisz do nas. Z nami możesz być szczera i pisać o swoich planach, bo wszyscy staramy się o dobro całego narodu.

Och, ta Nanile! Wszyscy mówili o niej tak samo: filozofka! Ezoteryczka! Zawsze czytała „duchowe” książki, tak samo Walter; chyba dlatego się dobrali. Zapamiętali ją z dzieciństwa, jak pochylona nad książką siedzi na ganku ich domu w Aszkelonie. Odbyła tylko jedną daleką podróż, z Polski do Palestyny w trzydziestym piątym roku i nigdy stamtąd nie wyjechała. Jak porządny, pobożny Żyd. Jakow przypuszczał, że wdała się w swoich przodków, dziadka rabina Abrahama Sonnabenda, uczonego w pismach, pradziadka Rafaela, ponoć głównego rabina w Płocku i kto wie, jakich jeszcze, mówił. Pójść tą drogą byłoby dla niej najlepiej, ale nie była religijna. No i była dziewczyną, nieodwracalnie kobietą.

Przypomniał sobie Mary i Lottie, których imiona napotkał we wcześniejszych listach. Więc do tego miejsca na mapie były chyba przypisane… Kim był Moritz, wuj Nani? Bratem lub kuzynem Dawida albo Friedy? Trzeba porozmawiać o nich z Sonnabendami, pomyślał. Przesunął obraz na ekranie. Pod listem podpisała się jakaś Ester. Żona Moritza?

U Twoich kochanych rodziców wszyscy są zdrowi, czytał. Izi był tutaj tylko w pierwszych dniach. Poznałam także Felę. Miła dziewczyna.

Twoi rodzice i babcia bardzo się o Ciebie martwią. Gdy babunia o Tobie mówi – płyną jej łzy. Dlatego spraw nam wszystkim radość i bądź zawsze szczęśliwa i zadowolona.

Jak się ma Ewa? Ona także nic nie pisze. Również nie wiem dlaczego. Gdy ją zobaczysz – powiedz jej o tym. Mogłaby pomyśleć o swoich krewnych w Paryżu.

Kochana babcia całuje Cię mocno.

Ściskam Cię mocno, moje dziecko, pozdrawiam i całuję.

„Bądź zawsze szczęśliwa i zadowolona”, powtórzył w myślach. Łzy były prawdziwe, ale wszyscy oni jedynie zamawiali przyszłość… Bóg, przypadek, a może los, w którym mogło być i jedno i drugie, szastał nadzieją, ale nadzieja nielicznym dawała szansę.

Bezpośrednio pod listem Ester rozpoczynał się inny list. Tym razem od razu sprawdził, kto go podpisał. Frieda.

Jakow opowiadał im o babci, jako o szyi domu. To ona nie Dawid była tą prawdziwą Niemką, z prawdziwej rodziny niemieckich Żydów. Rządziła domem twardą ręką, była pobożna i chciała, żeby wszystkie dzieci się wykształciły… Tak ją sobie przynajmniej wyobrażał, bo Adi rzadko wspominał matkę… Zapamiętał także pewien gorący dzień wakacji, które co roku spędzał u Rafiego i Mali w Aszkelonie. Rafi na widok talerzy z niedojedzonym przez dzieci obiadem – co mogło im tak nie smakować? – nagle powiedział: „Kiedy zjadaliśmy wszystko, co mieliśmy na talerzu, moja mama mówiła: Nie było dostatecznie. A kiedy zostawialiśmy jedzenie, mówiła: Nie było straszne. Nigdy nie mogłeś wyjść z dyskusji z nią zwycięski”. Jakow miał wrażenie, że Rafi powiedział to bardziej do siebie, niż do nich…

Kochana Nanusiu, pisała Frieda,

jak widzisz, w pierwsze wieczory pesachowe mieliśmy miłe odwiedziny. Szkoda tylko, że wszyscy musieli tak szybko pójść. To były piękne dni i wszyscy dużo o Tobie myśleliśmy.

Słyszałaś coś o Lulu? Babcia dostała z Afryki nowe zdjęcia  od wuja Heinricha, które postawiła na pianinie obok fotografii Lulu, a ja dostawiłam obok Twoją fotografię i tak oto wewnętrznie i zewnętrznie byliśmy wszyscy razem. Izi dobrze wyglądał i możesz sobie wyobrazić radość dzieci, a szczególnie Naftusia, gdy na ulicy salutowali mu żołnierze. Natfuś został wczoraj zapisany do szkoły i mam nadzieję, że będzie się dobrze uczył. W szkole zaczyna się teraz ostatni trymestr.

Promocja Adiego nadal stoi pod znakiem zapytania, chociaż ostatnio się poprawiło. W ósmej klasie nie można mieć ani jednej czwórki. Z fizyki ma teraz korepetycje, miejmy nadzieję, że to pomoże.

Wyobraził sobie najstarszego i najmłodszego z synów Dawida, jak idą po mokrym od wiosennego deszczu bruku Starego Rynku. I jak mijający ich niżsi rangą kaprale czy sierżanci Polacy wyprężają się, by zasalutować wyższemu rangą Żydowi… Ale czy wojskowi mogli trzymać dzieci za rękę? Czy to przystawało powadze munduru?

Izi w szarży wojskowego lekarza był ciekawym tropem. Jeden z odprysków informacji o Izim, które zebrał nim dotarli do Sonnabendów, mówił, że podczas kampanii wrześniowej został wzięty do niewoli i uciekł z obozu jenieckiego… List potwierdzał, że był w wojsku, zapewne po studiach i jako poborowy. Musi zapytać o to Sonnabendów. A może znajdzie go w wojskowych archiwach? Może zachowało się w nich jego zdjęcie? Naraz zapragnął go zobaczyć w polskim mundurze. „Parszywego” Żyda bijącego się o Polskę.

Nanuś, co u Ciebie słychać? Z Twojej ostatniej kartki wnioskuję, że ponownie zmieniłaś mieszkanie. Właściwie dlaczego? Chciałabym już widzieć Cię przy jakimś stałym kibucowym zajęciu, w którym znajdziesz już swój spokój, ale z drugiej strony także uznanie.

Nanusiu, jesteś już dorosłym człowiekiem, musisz być cierpliwa i wytrwała, aby osiągnąć swój cel. Wiem dobrze, że jeśli tylko chcesz, możesz wykrzesać potrzebną do wszystkiego energię.

Jak tam z Erichem? – w ostatniej kartce w ogóle o nim nie wspomniałaś.

Nanuś, pozwól mu się choć trochę kochać; on z pewnością chce, tak samo jak my wszyscy, którzy Cię kochamy, tylko Twojego dobra. Przy tym jest starszy i bardziej doświadczony od Ciebie, więc zaufaj mu. Zaufanie jest podstawowym warunkiem dobrego wzajemnego porozumienia.

Napisz wkrótce i wyczerpująco, abyśmy nie musieli niepotrzebnie martwić się z Twojego powodu.

Niesamowite, jak Frieda o nią się troszczy, pomyślał. Znał historię z nianią. Amos spisał ją na prośbę Jakowa i przesłał im. Frieda jako zła macocha pokutowała w pamięci jej wnuków, ale ten list temu przeczył. Pisała jak zatroskana mama; czy mogłaby tak świetnie grać? I kogo miałaby oszukiwać? Samą siebie?

Nie, niemożliwe, te zdania o Erichu mają w sobie tyle miłości… Jeśli czułaby odrzucenie Nani chyba nie pisałaby tak bezpośrednio i odważnie? Z drugiej strony Amos napisał w swojej notatce także: myślę, że mama uciekła z domu…

Wuj Zaliego zamówił dla Ciebie w Niemczech zegarek i zechciał się pofatygować, aby Ci go wysłać, pisała dalej Frieda. Mam nadzieję, że wkrótce trafi on w twoje ręce.

Tak więc, moje kochane dziecko, bądź zdrowa i zadowolona, mam jeszcze coś do przygotowania na ostatni wieczór pesachowy.

Pozdrowienia i ucałowania także od kochanego tatusia, który jest teraz bardzo zajęty swoimi żołnierzami.

Bardzo kochająca Cię mamusia.

PS. Pani Kiwala nieustannie prosi, aby Cię pozdrowić.

Dawid zajęty swoimi żołnierzami? Cóż to miało znaczyć?

Każde z jego dzieci znało hebrajski, albo przynajmniej potrafiło w nim się wypowiedzieć, twierdziły wnuki chazana. Uczył ich sam i jeszcze w Polsce zaczęło im się to przydawać. Zadaniem Nani, gdy działała w szomrach[iii] Iziego, było wbijanie tego języka w myślące po polsku czy niemiecku głowy dzieciaków. Nie mogli przecież zbudować Erec Israel[iv] bez hebrajskiego.

Tego jesiennego dnia, gdy pierwszy raz spotkali się z Mabarot, Jakow pokazał im początek nagrania, jakie rok przed śmiercią Adiego zrobiła z nim znajoma z kibucu. Nagranie było amatorskie, ostrość rozmyta, a kolory przesycone żółcią żarówek żyrandola. Ale było. Stary, krępy mężczyzna w okularach o grubej oprawce siedział na kanapie. „Nazywam się Adolf Abraham Sonnabend”, odezwał się. Odniósł wrażenie, że powiedział: jestem! Istniałem. Może już nigdzie mnie nie ma, ale miałem swoją historię. Okno za nim było ciemne, przesłonięte grubą firanką.

Przeszukał katalog z materiałami o Sonnabendach i znalazł spisany przez Jakowa tekst tej rozmowy. Dostał go parę miesięcy temu. Przeglądał akapity, musiał się w czymś upewnić. Gdzie to było? Tu? Nie. Tutaj…

Nasz dom był religijny i syjonistyczny, opisywał Adi, a ojciec, który był synem rabina, przejmował bardzo wiele z różnych nurtów, które wówczas istniały. To wyjaśnia, jak my – siedmioro dzieci w domu – wyzwalaliśmy lub oddalaliśmy się od religijnego stylu życia, a rodzice nam nie przeszkadzali; przyjmowali to. Było dla nich ważne pozwolić dzieciom na rozwijanie się bez tworzenia napięcia między nimi a nami, a nie wszyscy rodzice wówczas na to pozwalali. Wiedzieliśmy, że nie cieszyło ich nasze oddalanie się od religii, ale nie wywierano na nas nacisku, abyśmy byli religijni. Było jasne, że dopóki jesteśmy w domu – jesteśmy zobowiązani szanować rodziców i kierować się w nim regułami religijnymi.

List Friedy to potwierdzał. Nie było w jej słowach żadnych żądań, wyrzutów ani wymagań. Było skrywane zmartwienie i wsparcie… Mógł im pozazdrościć.

Otworzył drugi z plików nadesłanych przez Jakowa. Nie nosił daty, a oryginał, jak pokazywał skan, na zgięciach był poprzecierany.

Nani, co się właściwie z Tobą dzieje?, zaczął czytać. Jeśli jesteś chora – natychmiast daj mi znać. Zachodzę w głowę, co mogło Ci się przydarzyć i jestem w ciągłym niepokoju. A może jesteś… – tu brakowało słowa – i nie chcesz już, by cokolwiek nas łączyło. Przynajmniej mi o tym napisz. Myślę, że tak byłoby godnie. Na każdą pocztę czekam z utęsknieniem i za każdym razem jestem rozczarowany. A może nie dostałaś moich listów i…? – tu też brakowało słów. Musiałem czekać, aż wróci, bo właśnie ktoś go czytał. Dlaczego odesłałaś mi tak szybko kalendarz, nie załączając przy tym żadnego listu? Przecież chciałaś dowiedzieć się czegoś o znakach zodiaku, a tam mogłaś wiele znaleźć na ten temat.

Nie masz pojęcia, Nani, jak ciągnie mnie, żeby do Ciebie przyjechać. Tęsknię za Twoimi uśmiechniętymi ustami i pięknymi, pytającymi oczyma. Codziennie o Tobie myślę i nie rozumiem, jak mogłabyś tego nie czuć.

Teraz zbudowałem suszarnię warzyw, z drewna, którą dzisiaj wieczorem ukończyłem. Rzucam się tak intensywnie w wir pracy, aby zagłuszyć to, co jest we mnie niezaspokojone, czyli ludzkie i nie rozumiem, dlaczego nie możemy być razem. Dlaczego nie, najdroższa? Byłoby wspaniale wiedzieć, że jesteś, że mogę Cię widzieć, Ty możesz zadawać mi pytania, ja mogę Ci coś ofiarować, być. To smutna pociecha.

Mamy rekrutację nowych chawerim[v]. Jednych przesialiśmy, innych przyjęliśmy, ale cóż to jest. Wspólnoty, której szukałem nie ma, tak czy tak – zbieranina ludzi, częściowo zaprzyjaźnionych, poza tym…

Po pierwszej stronie tekst się urywał. Czy jego autorem był Erich?

Zabolał go ten list. Ta miłość i to odrzucenie. Czytał go jakby był przeznaczony i dla niego. Całe życie ukrywał się jak Nani, nie potrafił jak „Erich” ujawniać swoich uczuć. Ale co naprawdę działo się w Nechamie nie miał pojęcia.

Nani nie mogła być inna. Czuł ją wyraźnie. Jej życie kroczyło przed nią i warunkowało ją, nigdy odwrotnie. Czy nie był taki sam?

Dobrze, wszystko wiesz, pomyślał. Co jeszcze nadesłał Jakow?

List, który teraz otworzył, nosił datę 6 maja 1937 roku i został napisany przez… sprawdził: Adiego. Szybko obliczył daty: chłopak miał wówczas osiemnaście lat.

Nanni,

właściwie przecież nie należy nigdy, z jakiegokolwiek by powodu, stawiać własnej osoby w centrum, pomimo to myślę, że jednak w pierwszym rzędzie, jeśli pisze do Ciebie raz w roku, jeśli Cię atakuję, powinienem pisać o sobie. Być może właśnie to sprawiło, że rzucało Ci się w oczy powtarzające się „ja”, „mnie” itp. No tak, ale m.in. pozwala to także coś zaobserwować. A mianowicie: jestem jakimś „ja”, świadomym „ja”, pewnym „ja” z własnymi, określonymi poglądami, pewny ukształtowanym „czymś” lub mówiąc dokładniej, pewnym ukształtowanym „określonym”. Nie sądzę, abym był opanowany przez (jeśli można to tak ładnie wyrazić) postępującą samoświadomość, nie,  jestem jedynie w stadium, w które wchodzi każdy człowiek, który posiada określone wartości, który sam przedstawia określoną wartość. 

Nie wiem, po co to wszystko napisałem, czy zdążałem do jakiegoś konkretnego celu? Jako tzw. „materialista” nie powinienem wierzyć w tendencję jakiegoś zjawiska, lecz poszukiwać jego przyczyn. By jednak nie robić wrażenia kogoś zbyt powierzchownego chcę skończyć pisanie o tym. Ale jeszcze jedno: wierzę w celowość każdego ze zjawisk, przy czym to ostatnie podlega określonym prawom, jednak „świadome” w nim pochodzi od człowieka, który jako pierwszy pozwala z a i s t n i e ć zjawisku.  Nie wiem, czy mnie zrozumiesz – wyraziłem się nieco niezgrabnie.

Roześmiał się. Trochę pamiętał jeszcze siebie z tego wieku, gdy ostatecznie traciło się puch, wyrastały ci pióra i dobrze byłoby, gdybyś mógł zachłysnąć się powietrzem, na którego ogrom brakowało ci oddechu. Adi był słodki w tym swoim plątaniu się dla siostry. Bo dałby sobie rękę uciąć, że odpisał Nani w jej stylu, po części z powodu swojego niezadowolenia z jej słów oraz swojej przekory, a po części, by do niej dotrzeć i sprawić przyjemność.

Tak, Nani chętniej chyba odpowiadała na takie elaboraty, niż na listy znającej wyboje życia Friedy.

Co dotyczy moich zajęć, chodzę jeszcze do szkoły, pisał dalej Adi. Wiesz, że w ubiegłym roku powtarzałem klasę;  dlaczego i z jakiego powodu nie warto teraz więcej o tym pisać. W tym roku idę do ósmej klasy. Jeśli szkoła jeszcze Cię interesuje – a nie sądzę – napiszę o niej przy następnej okazji. Poza tym jestem też zaangażowany w ken – jako madrich (swoją drogą niezbyt jestem odpowiedni do tej roli). Ważniejsze jest dla mnie, że w następnym miesiącu nasz gdud wyrusza na hachszarę. I tu stanę przed nowymi wyzwaniami; oczywiście na razie jeszcze nie idę, najpierw chcę zrobić maturę, aby potem nie udawać się na hachszarę, lecz pojechać do Erec. Jedno jest wszakże pewne, a mianowicie, że nie będę tam studiował i nie pójdę do obcego kibucu, lecz poczekam na nasz, co potrwa około czterech lat. I tutaj pojawia się pytanie co robić - kim zostać? Nie chcę przez trzy lata włóczyć się po kraju i w końcu pójść bez fachu do kibucu, jeśli można to tak niedwuznacznie wyrazić. A zatem stoję przed zadaniem, w którym nie mogę się połapać (być może znajdujesz sprzeczność między tym, co teraz piszę a początkiem listu; zapewniam Cię jednak, że jej nie ma).

Jeśli odpowiesz, napiszę o tym dokładniej. Jeśli możesz, odpowiedz mi następnym razem, dlaczego nie chcesz iść do kibucu?

Na razie tyle, bądź zdrowa

Pod spodem ktoś dopisał jeszcze: Pocałunki od babci, przyrzeka napisać do Ciebie w następnym tygodniu, szczególnie o tym, co widziała i słyszała w Gdańsku.

Co działo się później z Adim z grubsza już wiedział. Szkołą, do której chodził, było niemieckie gimnazjum Schillera. Izi był pierwszym Żydem, mówił w nagraniu, który zdał w nim maturę, a on ostatnim. Szkoła była już pod wpływem nazizmu i Niemcom nie podobało się, że jedynym, który nosi w niej imię Adolf, był Żyd, ale poza tym, twierdził, nikt go nie prześladował… Naprawdę?, pomyślał. Po trzydziestym trzecim roku w niemieckiej szkole finansowanej przez III Rzeszę nauczyciele i uczniowie, którzy nie akceptują go ideologicznie, uznają go za swojego kolegę i ucznia? W polskich gimnazjach po sąsiedzku codzienną nienawiść do Żydów uczniowie praktykowali po społu z nauczycielami.

Zaskoczyło go, że w Ha-Szomer ha-Cair Adi był od samego początku. I niemal do końca. Ewidentnie wciągnął go tam Izi i wszedł w ten ruch po czubek głowy, niemal do zaślepienia, na szczęście. Z rodzicami ustalił, że zda maturę i nie pójdzie na studia, za to przed aliją zrobi roczny kurs techniczny na Politechnice w Warszawie. Pasowało mu to, bo też chciał mieć jakiś zawód, ale warunku nie spełnił. Pojechał się zapisać, lecz rok akademicki już się zaczął i go nie przyjęli. Jakow podejrzewał, że spóźnienie było celowe. W każdym razie z Warszawy ruszył prosto do Grodna, do swojej grupy, która przygotowywała się już do wyjazdu do Palestyny. Stamtąd dopiero napisał do rodziców…

Następny list był krótki, pisany ołówkiem, jakby niedbale czy w pośpiechu na dwustronnej karcie pocztowej. Został zaadresowany na „rolne gospodarstwo robotnicze” w Afuli.

Wilno, 03.11.1939 r.

Kochana Nani,

nie wyobrażałem sobie, że będę pisał do Ciebie w takich warunkach. Wiesz przecież, że byłem na hachszarze w Grodnie. Po wybuchu wojny pojechałem do Wilna, a teraz mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy. Od początku wojny nie mam żadnych wieści z Poznania (podobnie jak wszyscy poznaniacy). Nie chcę Ci teraz wszystkiego dokładniej opisywać, może przekażę Ci to ustnie. Jednak proszę, odpowiedz mi natychmiast (adres: Subocz 37/26, Wilno), może masz wiadomości od kochanych rodziców albo rodzeństwa, staram się czegoś dowiedzieć, ale dotąd mi się to nie udało. Z tą samą pocztą napiszę też do Poznania. Może dostanę odpowiedź.

Abraham Sonnabend

Wilno

Subocz 37/26

Litwa

Napisz do krewnych w Afryce, może też chcieliby dostać jakieś wieści. Nie mam ich adresu, ale skontaktuję się z krewnymi cioci Firy na Litwie. Mam nadzieję, że dostanę od nich trochę pieniędzy. Całuję Cię po wielokroć. Odpowiedz najszybciej, jak to możliwe!

Szalom

Adi

I o Wilnie już słyszał, ale czym innym było mieć w ręku wysłaną stamtąd emocjonalną wiadomość. Trawiący niepokój Adiego sprawiał, że cała rzeczowość jego listu była zawieszona jakby w malignie. Co Nani mogła sobie wyobrażać, gdy go czytała? Prawie nie pisnął słowa o sobie. Dlaczego odezwał się do niej tak późno? Jak chciał dostać się do Palestyny? Czy rodzice już do niej napisali? Na pewno. Oni też musieli szaleć z niepokoju o niego, nie wiedząc gdzie jest i jak go szukać.

Chciałby mu powiedzieć: Adi uspokój się, wtedy jeszcze wszyscy byli w domu! Tylko co to znaczyło? Było źle, coraz gorzej… Wywieźli ich z Poznania wraz z wszystkimi Żydami, którzy jeszcze w nim zostali, już w grudniu…

Podczas spotkania w Mabarot Ruti powiedziała, że Adi do końca życia zadawał sobie pytanie, czy dobrze zrobił nie wracając do domu. Chodziło o pytanie, nie o odpowiedź.

Syjonizm, dodał wtedy Jakow, był powodem, dla którego ich ojciec żył. Kiedy był starszym chłopcem czasem zabierał go rano na bronowanie czy oranie pola. W ciemności poranka podpalali w traktorze mały zbiornik z karbidem, by zapalić mały silnik, ogrzać maszynę i dopiero sznurem uruchomić jej duży silnik… Dla Adiego to było całe życie, jego sens.

Otworzył kolejny list… Może wreszcie od Dawida? Nie, Rafi. Gdzie są listy chazana?

Wiedzieli o nim na razie najmniej spośród tej czwórki, która przeżyła. Był pierwszym z dzieci chazana, który nie uczył się w szkole niemieckiej i nie poszedł po niej do gimnazjum. Zdolny technicznie, miał się uczyć na ślusarza… I Frieda bezproblemowo to zaakceptowała?

Szwecja, Holsby-Brunn, 18.09.45 r., przeczytał.

Kochani Nanny i Adi, Moi Najdrożsi i Jedyni!

Muszę Wam donieść z początkiem roku o naszym wielkim szczęściu.

Nasz najdroższy i jedyny Izi żyje! Znajduje się dziś w Niemczech w Bergen-Belsen i czynimy teraz wszelkie starania, żeby się spotkać. Albo najdroższy Izi przyjedzie do Szwecji, albo my (Mala i ja) wrócimy do Niemiec. List od Iziego do mnie jest już w drodze.

Izi jest w Niemczech razem z Sarą Sochaczewską (także Pani Sochaczewska się uratowała), a ja jestem tutaj w Szwecji razem z Firą i Rolą Sochaczewskimi i przez Ismara Glassmana listem expressowym z Anglii dostaliśmy tę fantastyczną, radosną wiadomość.

Teraz znowu muszę zapytać, dlaczego ciągle jeszcze nie otrzymałem od Was żadnej wiadomości? Czyżby wydarzyło się u Was, uchowaj Boże, jakieś nieszczęście? Nawet wtedy nie powinniście milczeć. Najdrożsi Nani i Adi natychmiast napiszcie wszystko, muszę o wszystkim wiedzieć.

Na Rosz ha-Szana byłem w Göteborgu gościem u Firy Sochaczewskiej i myśleliśmy o wszystkich naszych ludziach, krewnych i znajomych. Izi i Sara S. są uratowani. Adi, Niusia Kirszenbaum i Hela Buchsenbaum (Włocławek?) są także w Palestynie? Zgadza się? Jeśli tak, pozdrów ich ode mnie najserdeczniej; i mają napisać.

Nie mogę się powstrzymać i dlatego bazgrolę do Was, moi Najdrożsi, żeby przekazać Wam tę radosną nowinę.

Z wielką niecierpliwością oczekuję w końcu na pierwszy list od Was.

Ściskam i całuję Was serdecznie

Wasz drogi brat Raffi

Po zagubieniu Adiego, list Rafiego był o odnalezieniu… O Mali już wiedział, była kuzynką Feli, drugą żoną Iziego. O Izim i Rafim mieli rozmawiać z ich dziećmi, Jakow powiedział tylko, że Rafi wyskoczył z transportu, który wiózł ich wszystkich do Auschwitz, ale Izi nie miał w sobie już siły… Z Malą rozdzielono go w Auschwitz, ona przeżyła w Marszu Śmierci, on przepadł gdzieś w obozach. Czy przeżył.

Z treści wynikało, że nie był to pierwszy list Rafiego do rodzeństwa w Palestynie. W poprzednim musiał opisać im jak przeżył, jaki był los rodziców, getto, ucieczkę… Może jeszcze gdzieś się znajdzie? Ale dlaczego Nani i Adi nie odpowiadali?

Nowe listy mnożyły kolejne pytania, nie miało to końca. Brał na siebie ich życie, by w nim uczestniczyć, a ono z czasem stawało się także jego ciężarem. Jakby swojego miał za mało… A może dzięki temu swoim ciężarem dzielił się także w jakiś sposób z nimi? Bo szukanie ich go napędzało, odkrywanie cieszyło, pytanie zbliżało. Nauczył się tak żyć, ale przestało mu to starczać.

Jeszcze jeden list. 7 października 1945, przeczytał. Czy Jakow specjalnie dobrał tak listy, pomyślał, czy po prostu uporządkował je chronologicznie, a one same ułożyły się archipelag historii do zbawienia? Co dalej? Co jeszcze?

Kochany,

Izi, mój Dobry, wybacz mi, jeśli nie znajduję odpowiednich słów. Jakże bym mogła? Mój Bracie. Przyjmij mnie jako siostrę. Ty, który zawsze byłeś wzorem, zawsze, a dziś jeszcze bardziej niż dawniej. Tyle przecierpiałeś, widziałeś tyle cierpienia, śmierć ciągle przed oczyma. Boże, jak głęboko zostałeś doświadczony. Czymże są nasze myśli i odczucia przy Twoich przeżyciach. Powiedz, Izi, jesteś załamany? (Nie jesteś dzieckiem, mogę mówić do Ciebie wprost, z głębi duszy). Wiedz jedno, nie tylko Walter i ja, jest wielu ludzi, którzy się o Ciebie martwią, którym Ty, którym c z ł o w i e k w Tobie  jest drogi. A naszych uczuć doprawdy nie pokona nawet bomba atomowa. Musimy przyjąć nowego ducha, musimy się oczyścić, aby go w sobie nosić i aby mu służyć.

Izi, rozumiesz mnie, czy też to, co piszę, jest Ci dalekie i obce? Izi, wierzysz mi, że nie chcę prawić frazesów? Czy źle myślę? Powierzam Bogu nasze bliskie spotkanie, abym mogła obmyć Twoje stopy, abyś położył Twoją ciężką, dobrą dłoń na moim ramieniu.

Pamiętasz, jak pewnego razu przed wieloma laty odpowiednio mnie zbeształeś i wkurzyłeś się z powodu mojego zwątpienia i pytań? Twoja zdrowa i pozytywna, afirmująca postawa tak mną wstrząsnęła, że mogłam tylko zanieść się płaczem, tak że w końcu musiałeś mnie pocieszać i przytulić, choć dopiero co mnie skrzyczałeś. Dobrze to pamiętam. Także to, jak powiedziałam sobie pewnego razu, jeszcze w Poznaniu: zawsze chcę działać tak, aby móc stanąć przed Tobą, a szczególnie przed drem Freimannem, naszym rabinem. I wierz mi Izi – mogę stanąć.

Mój list, jeszcze sprzed wybuchu wojny, zmartwił Cię, zasmucił, ale wierz mi, że nic złego nie zrobiłam. Boże, czy to ważne pisać Ci dzisiaj o tym? Izi, chcę bliskości naszych serc, proszę Boga, abyśmy się rozumieli, abyśmy umieli razem żyć, abyśmy jeszcze razem czegoś dokonali.

Odtąd mogę Ci, dzięki Bogu, przekazywać już tylko dobre wieści. Walter Herz jest dla mnie „Izim” (tzn. autorytetem), dobrym kompanem, moim mężem.

O córeczce nie chcę dziś pisać, ileż czasu było Ci dane być ojcem. Cieszę się, że nasza Fela nosiła Twoje dziecko, przecież tak Cię kochała. Ale skoro patrzy na nas z innych przestrzeni, starajmy się żyć i pracować po jej myśli.

Izi, Dobry, odezwij się do mnie. Bądź zdrów i silny. Myślimy o Tobie i czekamy na Ciebie, i będziemy robić, co w naszej mocy. Ściskam Cię z miłością

Twoja Nanni

 

[i] Mabarot – kibuc położony w centralnej części Izraela, koło Netanji.

[ii] Seder – pierwszy lub pierwsze dwa (w diasporze) wieczory wiosennego święta Paschy upamiętniającego wyjście Żydów z niewoli egipskiej.

[iii] Szomrzy – nazwa członków Ha-Szomer ha-Cair. Ha-Szomer ha-Cair (hebr.), po polsku Młody Strażnik, była międzynarodową syjonistyczną organizacją skautową, w międzywojennej Polsce bardzo rozwiniętą i zrzeszającą dziesiątki tysięcy młodych Żydów.

[iv] Erec Israel (hebr.) – Ziemia Izraela, religijna nazwa oznaczająca terytorium przeznaczone przez Boga dla ludu wybranego, przez syjonistów używana jako określenie obszaru Mandatu Palestyny, na który Żydzi mają wrócić i zbudować swoje państwo.

[v] Chawerim (hebr.) – koledzy.

Nechama Sonnabend przed swoim domem w Aszkelonie. Izrael, lata 50. lub 60. XX wieku

Może cię zainteresować również

Projekt
CHAIM/ŻYCIE

Fundacja Tu Żyli Żydzi, Poznań


Stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci, realizowane w 2020 r. przez Andrzeja Niziołka

CHAIM/ŻYCIE - portal o kulturze, Żydach, artystach i Wielkopolsce, to projekt edukacji i animacji kultury w Poznaniu i Wielkopolsce. Poszukujemy, gromadzimy i prezentujemy na niej trzy rodzaje materiałów:

* Dzieła twórców kultury odnoszące się do kultury żydowskiej i obecności Żydów w Poznaniu i Wielkopolsce.

* Materiały nt. kultury i historii Żydów wielkopolskich – jako mało znanego dziedzictwa kulturowego regionu.

* Informacje o działaniach lokalnych społeczników, organizacji, instytucji zajmujących się w Wielkopolsce upamiętnieniem Żydów w swoich miejscowościach oraz informacje o tychże działaczach i organizacjach.

Kontakt

  • Andrzej Niziołek

  • Hana Lasman

  • Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


Projekt finansowany jako zadanie publiczne Województwa Wielkopolskiego w dziedzinie kultury w 2021 r.

© 2020 Fundacja Tu Żyli Żydzi. Strony Trojka Design.